Parking przed Szpitalem św Anny, godzina 20.10.
Kasia
- Może... może chciałabyś u nas przenocować? Liama gdzieś wygonimy albo po prostu będziemy siedzieć w pokoju... proszę! - zaproponował Harry, otwierając mi drzwi od samochodu. Westchnęłam wsiadając, a chłopak w tym czasie zajął swoje miejsce.
- To jak? - domagał się odpowiedzi.
- Ale to będzie ostatni raz! - powiedziałam z palcem wskazującym skierowanym w stronę lokersa. Wyszczerzył się do mnie i pocałował w policzek. Pokręciłam głową z dezaprobatą, uśmiechając się.
- To mój urok osobisty tak na ciebie zadziałał, prawda? - poruszył śmiesznie brwiami. Delikatnie uderzyłam go pięścią w ramię.
- Jedź - powiedziałam krótko, na co Hazza się lekko zaśmiał.
- Włączysz radio? - poprosił. Przytaknęłam głową i wykonałam polecenie. Akurat zaczynało się Can we dance. Od początku lekko przytupywałam rytm nogą, ale z czasem zaczynałam nucić, a potem śpiewać. Po chwili Harold z uśmiechem przyłączył się do mnie. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.
- To mój urok osobisty tak na ciebie zadziałał, prawda? - poruszył śmiesznie brwiami. Delikatnie uderzyłam go pięścią w ramię.
- Jedź - powiedziałam krótko, na co Hazza się lekko zaśmiał.
- Włączysz radio? - poprosił. Przytaknęłam głową i wykonałam polecenie. Akurat zaczynało się Can we dance. Od początku lekko przytupywałam rytm nogą, ale z czasem zaczynałam nucić, a potem śpiewać. Po chwili Harold z uśmiechem przyłączył się do mnie. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.
- Jesteśmy! - krzyknął chłopak po wejściu do domu. Nikt nie odpowiedział, ale wiedzieliśmy, że wszyscy słyszeli.
- Co będziemy robić? - zapytałam, wchodząc w głąb mieszkania.
- No wiesz... - odkrząknął i parsknął głupkowatym śmiechem.
- Co ty...? - odwróciłam się w jego stronę ze ściągniętymi brwiami. - Harry, no błagam! - krzyknęłam bezsilnie, unosząc lekko kąciki ust i kręcąc z dezaprobatą głową.
- Nie moja wina, że mam skojarzenia. No przepraszam - nadal się śmiał.
- A tak serio? Co będziemy robić, zboczeńcu?
- Obejrzymy jakiś film, pogadamy, posiedzimy na kompie... sam nie wiem, coś się wymyśli. Robimy kakao? - zaproponował.
- Kakałko? Zawsze, wszędzie i o każdej porze! - ucieszyłam się jak dziecko. Weszliśmy, a raczej wbiegliśmy, do kuchni. Styles rozsiadł się przy wysepce kuchennej, dając mi do zrozumienia, że to ja mam zabrać się za robotę. Przewróciłam teatralnie oczami. Wyciągnęłam z lodówki mleko, które nalałam do garnka i podgrzałam.
- Ja to bym raczej w mikrofalówce podgrzał, ale rób jak chcesz... - mruknął Harry, przypatrując się uważnie moim ruchom.
- Kto robi? Ja. Kto siedzi na dupie i się patrzy? Ty. Czyli kto ma władzę? Ja. Proste i logiczne, więc siedź cicho - powiedziałam ostro, na co chłopak się obruszył, ale zamilkł. Rozlałam gorące już mleko do dwóch kubków.
- Gdzie macie kakao? - zapytałam.
- Zgadnij.
- W szafce. Której?
- Błąd! Bam dum tsss - udał grę na perkusji. - W szufladzie. Tutaj - wyjął z owego miejsca paczkę brązowego proszku.
- Dzięki - rzuciłam i wyrwałam mu ją z rąk. Dosypałam odpowiednią ilość kakaa do mleka.
- Mmm dobre - powiedział nagle Harry.
- Co robisz? - odwróciłam się w jego stronę. - Harry! Nie podpierdzielaj z paczki!
- Ale to jest dobre!
- Nie obchodzi mnie to! Odłóż - rozkazałam niczym matka. Chłopak mruknął coś pod nosem i wykonał polecenie. Po chwili już ostrożnie wchodziliśmy po schodach na górę.
- Panie przodem - powiedział szarmancko, otwierając mi drzwi. Odłożyłam kubek na biurko, co zrobił też Harold.
- A tak w ogóle, to co tak cicho? Chłopaki gdzieś wybyli, czy jednak odkryliście w sobie ten jakże niespotykany talent bycia spokojnym? - zapytałam siadając na łóżku.
- Niall wyszedł z Kingą zaraz przed tym, jak przyszłaś; Louis na randce z Eleanor; Zayn zamknął się w pokoju i nikogo nie wpuszcza, a Liam... sam nie wiem, co robi, ale jest w domu - wyjaśnił.
- Co się stało Zaynowi? - zaciekawiłam się, lecz nie dane było chłopakowi odpowiedzieć, bo przerwał mu donośny głos jego kolegi.
- Wychodzę! - ryknął z korytarza Payne. Drgnęłam na dźwięk jego głosu.
- Gdzie? - Hazza otworzył minimalnie drzwi i wychylił przez nie głowę.
- Do Leigh - odpowiedział tamten lakonicznie. Coś ukłuło mnie w sercu i rzuciłam się na poduszki. Serce biło mi nienaturalnie szybko. Czy to możliwe, że Liam zrobił tą scenkę, żeby mieć racjonalny powód do bycia z mulatką? Byłby w stanie zrobić mi coś tak okropnego?
- Nowa przyszła żona? - podpuszczał go chłopak z burzą loków na głowie.
- Odpieprz się ode mnie, Styles. Zajmij się swoim życiem - syknął brunet. Słyszałam już tylko trzask drzwi wyjściowych. Harry usiadł na łóżku obok mnie. Nie podniosłam się. Łza spłynęła mi po prawym policzku i powędrowała w stronę poduszki. Nie mogłam pokazać mu mojej słabości. Miałam udawać silną. Nie potrafię.
- Kasia... spokojnie. On... on czasem tak ma. Nie przejmuj się. Oboje musicie odetchnąć. Pogodzicie się, wszystko znowu będzie kolorowe. Mała, proszę, nie płacz - szeptał, głaszcząc mnie po ramieniu. Widząc, że to nic nie daje, wstał, obszedł łóżko dookoła i położył się obok mnie. Objął mnie swoją umięśnioną ręką. Poczułam się jakby nic mi już nie groziło, jakby on był moim rycerzem, jakby miał mnie obronić przed całym złem. W tych wytatuowanych ramionach znalazłam schronienie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy. Wtuliłam się w niego całym ciałem.
- Już drugi raz dzisiaj jesteś obok, gdy ci potrzebuję. Dziękuję - szepnęłam. Musiał się dokładnie wsłuchać w te słowa, bo twarz schowałam w zgłębieniu w jego szyi.
- Już ci coś mówiłem na ten temat. Nie dziękuj, po prostu się uspokój i uśmiechnij.
- Tak jest, panie kapitanie! - gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i zasalutowałam. Od razu poprawiły nam się humory.
- No wiesz... - odkrząknął i parsknął głupkowatym śmiechem.
- Co ty...? - odwróciłam się w jego stronę ze ściągniętymi brwiami. - Harry, no błagam! - krzyknęłam bezsilnie, unosząc lekko kąciki ust i kręcąc z dezaprobatą głową.
- Nie moja wina, że mam skojarzenia. No przepraszam - nadal się śmiał.
- A tak serio? Co będziemy robić, zboczeńcu?
- Obejrzymy jakiś film, pogadamy, posiedzimy na kompie... sam nie wiem, coś się wymyśli. Robimy kakao? - zaproponował.
- Kakałko? Zawsze, wszędzie i o każdej porze! - ucieszyłam się jak dziecko. Weszliśmy, a raczej wbiegliśmy, do kuchni. Styles rozsiadł się przy wysepce kuchennej, dając mi do zrozumienia, że to ja mam zabrać się za robotę. Przewróciłam teatralnie oczami. Wyciągnęłam z lodówki mleko, które nalałam do garnka i podgrzałam.
- Ja to bym raczej w mikrofalówce podgrzał, ale rób jak chcesz... - mruknął Harry, przypatrując się uważnie moim ruchom.
- Kto robi? Ja. Kto siedzi na dupie i się patrzy? Ty. Czyli kto ma władzę? Ja. Proste i logiczne, więc siedź cicho - powiedziałam ostro, na co chłopak się obruszył, ale zamilkł. Rozlałam gorące już mleko do dwóch kubków.
- Gdzie macie kakao? - zapytałam.
- Zgadnij.
- W szafce. Której?
- Błąd! Bam dum tsss - udał grę na perkusji. - W szufladzie. Tutaj - wyjął z owego miejsca paczkę brązowego proszku.
- Dzięki - rzuciłam i wyrwałam mu ją z rąk. Dosypałam odpowiednią ilość kakaa do mleka.
- Mmm dobre - powiedział nagle Harry.
- Co robisz? - odwróciłam się w jego stronę. - Harry! Nie podpierdzielaj z paczki!
- Ale to jest dobre!
- Nie obchodzi mnie to! Odłóż - rozkazałam niczym matka. Chłopak mruknął coś pod nosem i wykonał polecenie. Po chwili już ostrożnie wchodziliśmy po schodach na górę.
- Panie przodem - powiedział szarmancko, otwierając mi drzwi. Odłożyłam kubek na biurko, co zrobił też Harold.
- A tak w ogóle, to co tak cicho? Chłopaki gdzieś wybyli, czy jednak odkryliście w sobie ten jakże niespotykany talent bycia spokojnym? - zapytałam siadając na łóżku.
- Niall wyszedł z Kingą zaraz przed tym, jak przyszłaś; Louis na randce z Eleanor; Zayn zamknął się w pokoju i nikogo nie wpuszcza, a Liam... sam nie wiem, co robi, ale jest w domu - wyjaśnił.
- Co się stało Zaynowi? - zaciekawiłam się, lecz nie dane było chłopakowi odpowiedzieć, bo przerwał mu donośny głos jego kolegi.
- Wychodzę! - ryknął z korytarza Payne. Drgnęłam na dźwięk jego głosu.
- Gdzie? - Hazza otworzył minimalnie drzwi i wychylił przez nie głowę.
- Do Leigh - odpowiedział tamten lakonicznie. Coś ukłuło mnie w sercu i rzuciłam się na poduszki. Serce biło mi nienaturalnie szybko. Czy to możliwe, że Liam zrobił tą scenkę, żeby mieć racjonalny powód do bycia z mulatką? Byłby w stanie zrobić mi coś tak okropnego?
- Nowa przyszła żona? - podpuszczał go chłopak z burzą loków na głowie.
- Odpieprz się ode mnie, Styles. Zajmij się swoim życiem - syknął brunet. Słyszałam już tylko trzask drzwi wyjściowych. Harry usiadł na łóżku obok mnie. Nie podniosłam się. Łza spłynęła mi po prawym policzku i powędrowała w stronę poduszki. Nie mogłam pokazać mu mojej słabości. Miałam udawać silną. Nie potrafię.
- Kasia... spokojnie. On... on czasem tak ma. Nie przejmuj się. Oboje musicie odetchnąć. Pogodzicie się, wszystko znowu będzie kolorowe. Mała, proszę, nie płacz - szeptał, głaszcząc mnie po ramieniu. Widząc, że to nic nie daje, wstał, obszedł łóżko dookoła i położył się obok mnie. Objął mnie swoją umięśnioną ręką. Poczułam się jakby nic mi już nie groziło, jakby on był moim rycerzem, jakby miał mnie obronić przed całym złem. W tych wytatuowanych ramionach znalazłam schronienie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy. Wtuliłam się w niego całym ciałem.
- Już drugi raz dzisiaj jesteś obok, gdy ci potrzebuję. Dziękuję - szepnęłam. Musiał się dokładnie wsłuchać w te słowa, bo twarz schowałam w zgłębieniu w jego szyi.
- Już ci coś mówiłem na ten temat. Nie dziękuj, po prostu się uspokój i uśmiechnij.
- Tak jest, panie kapitanie! - gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i zasalutowałam. Od razu poprawiły nam się humory.
- Ej, bo temat zmieniliśmy. Chciałam się zapytać, co się stało Zaynowi?
- Nie wiem. Nikt nie wie. Po prostu nie odzywa się do nikogo od wczorajszego wieczora - wzruszył ramionami Harry.
- Mogę z nim porozmawiać?
- Raczej nic nie zdziałasz, ale próbuj, skoro chcesz - łaskawie mi pozwolił. Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać, szybko wyszłam na korytarz. Zapukałam do drzwi z niebieską kartką "DJ Malik!". Odpowiedziała mi głucha cisza. Delikatnie pociągnęłam za klamkę. Zamknięte.
- Zayn, otwórz! Pogadajmy, proszę! - coraz zawzięciej dobijałam się do pokoju chłopaka. Usłyszałam szelest pościeli, ciche kroki, a następnie dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Harry spojrzał na mnie zaskoczony. Pokazałam mu gestem, aby został u siebie. Popchnęłam lekko drzwi i weszłam do środka. Malik siedział na podłodze z podkulonymi nogami, opierając się plecami o łóżko. Spuchniętymi od płaczu oczami tempo wpatrywał się w ścianę. Usiadłam obok niego i chwyciłam jego dłoń w swoje. Nawet nie drgnął.
- Zayn, spójrz na mnie - złapałam go delikatnie za podbródek i przekręciłam go w swoją stronę. - Co się stało?
- Dlaczego to wsztstko jest tak cholernie ciężkie? - spytał łamiącym się głosem.
- Życie jest ciężkie, Zayn. Ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że życie jest jak igrzyska i tylko najsilniejsi przeżyją - uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie słów Kingi.
- Ja nie przetrwam. Nie mam już dla kogo walczyć, Kasia. Nie mam - ostatnie słowa wyszeptał, a łzy mimowolnie spływały po jego twarzy. Zayn Malik, z pozoru twardy jak skała Bad Boy, płakał. Wyglądał tak niewinnie, bezbronnie niczym niemowlę. Objęłam go delikatnie, a on wtulił się we mnie, jakbym była jego matką, osobą, której może bezgranicznie ufać, powierzyć wszystkie sekrety, nawet te najskrytsze.
- Masz dla kogo. Dla mamy, taty, sióstr, wszystkich przyjaciół, mnie, Perrie, a przede wszystkim dla samego siebie.
- Nie rozumiesz - pokiwał bezsilnie głową, powstrzymując płacz.
- Wypłacz się, Zayney. To oczyszcza. A teraz wyjaśnij mi, o co chodzi - ponownie go przytuliłam. Kiwaliśmy się na boki, w geście uspokojenia.
- Perrie... to koniec. Zerwała ze mną. Oddała pierścionek - odruchowo skierował wzrok na mały, błyszczący przedmiot, leżący luzem na stoliczku. - W dodatku moi rodzice się rozwodzą. Co prawda z ojcem nie byłem jakoś bardzo blisko... ale go kochałem. Ja... ja sobie nie poradzę, Kasia. Nie dam rady. Czuję się taki... samotny. Sam jeden na tym ogromnym świecie - zakończył swój monolog.
- Malik, nawet tak nie mów, nie jesteś sam! Masz nas wszystkich, kochamy cię, martwimy się o ciebie. A fani? Wiesz przecież, że dla nich jesteś cudem tego świata. Oni cię też kochają. Jeśli o rodziców chodzi, to spokojnie się pozbierasz. I tak będziesz widywać się z obojgiem. A Perrie... nie rozumiem jej. Jesteś cudownym chłopakiem, więc naprawdę nie wiem, co ją do tego skłoniło. Ale skoro to zrobiła, to wiedz, że nie była ciebie warta. Będzie dobrze - na koniec znowu go przytuliłam.
- Trochę racji masz... Kasia?
- Tak? - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Jak będę miał jakiś problem... będę mógł do ciebie przyjść? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście! Magister Katarzyna do spraw problemowych, smutkowych i rozterkowych zawsze chętna do pomocy - zaśmialiśmy się.
- Dziękuję - uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie ostatni raz.
- Mogę już iść? Harry na mnie czeka. Poradzisz sobie?
- Nie jestem aż taką ofiarą losu, żebym nie umiał się położyć, serio - powiedział niskim, poważnym głosem. Wybuchliśmy śmiechem.
- To... pa. Jeszze się zobaczymy, bo zostaję na noc - puściłam mu oczko i skierowałam się do drzwi.
- Przecież Daddy wyszedł... - zdziwił się.
- Ale ja do Hazzy - lekko się zaśmiałam, a chłopak zmarszył brwi i wydął delikatnie usta. - To już do przyjaciela nie mogę przyjść?
- Nie no, możesz, możesz - zmieszał się.
Wróciłam do pokoju Stylesa. Zdziwiło mnie, że nie podsłuchiwał. Znam go dobrze i to byłoby normalne dla niego zachowanie. No cóż, może dziś zrobił wyjątek?
Lokers pół-leżał na łóżku z laptopem na kolanach.
- Co robisz i co robimy? - zapytałam.
- Siedzę na Twitterze i nie wiem. Wymyśl coś - wyszczerzył się do mnie. Zgromiłam go wzrokiem.
- To twój dom!
- I co z tego? - nie przestawał pokazywać swoich ząbków. Przewróciłam oczami i podeszłam do biurka. Wzięłam kubek z lekko wystygłym już kakaem i usiadłam na łóżku, obok chłopaka. Zaglądałam mu przez ramię na ekran. Odpisywał fankom.
- Nie podglądaj - oburzył się.
- Bo co? - zapytałam zazepnie.
- Grr - zawarczał niczym pies i delikatnie mnie popchnął. Nie pomyślał chyba, że nawet taki ostrożny ruch może spowodować rozlanie picia.
- Styles, uciekaj, jeśli życie ci miłe - ostrzegłam go, zaciskając zęby i oczy. Zaczął się dziko śmiać i wybiegł z pokoju. Podążyłam zaraz za nim. Ganialiśmy się po korytarzach przez dobre kilka minut, wydając niezidentyfikowane odgłosy. Wreszcie Harry wbiegł do łazienki na dole. Miał w planach się w niej zamknąć, ale biegłam tuż za nim, dzięki zemu udało mi się zatrzymać drzwi.
- Ups - mruknął, cofając się do tyłu.
- Nie żyjesz już - syknęłam, w środku jednak nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Co zrobisz? Wykorzystasz mnie, czy co?
- Kusząca propozycja, ale mam lepszy pomysł - uśmiechnęłam się cwanie i wepchnęłam go pod prysznic.
- Nie! Zostaw mnie! Kasia, przepraszam! Nieee! - piszczał jak mała dziewczynka.
- Nic z tego, mój drogi - powiedziałam i odkręciłam zimną wodę ze słuchawki. Oblałam go całego. Nagle Harold niespodziewanie zmienił wypływ wody na górną słuchawkę i przyciągnął mnie do siebie.
- O ty gnido! - wydarłam się, zamykając oczy, aby nie wleciała mi do nich woda.
- Sama zaczęłaś.
- Nieprawda, ty zacząłeś - upierałam się.
- No może i fakt - uśmiechnął się słodko.
- A wy co? Już wspólny prysznic? - zapytał ze śmiechem Zayney, opierający się niedbale o framugę drzwi.
- Zjeżdżaj, Malik - zaśmiałam się pogodnie, wychodząc spod prysznica.
- Prawie jak Miss mokrego podkoszulka - wybuchł śmiechem mulat.
- "Prawie" robi wielką różnicę - zauważyłam, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu na twarzy.
- Masz, wytrzyj się - powiedział Harry, rzucając mi ręcznik. - Zaraz dam ci jakieś ciuchy, ok?
- Jasne, dzięki - uśmiechnęłam się do niego. Wytarłam jako-tako włosy, brzuch, ręce i nogi, a potem poszłam z lokersem do jego pokoju.
- Powiem ci szczerze, że ze spodniami może być problem. Trochę za szeroki jestem jak dla ciebie - skrzywił się chłopak, na co zaczęłam się śmiać. - Louis prędzej by coś miał...
- Już nie kombinuj. Daj mi po prostu jakąś dużą bluzkę - przerwałam mu.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami i rzucił mi nakrycie. Przeczytałam napis "Urodziłem się inteligentny, ale nauka mnie zrujnowała".
- Pasuje to do ciebie - nabijałam się z niego.
- Dzięki - mruknął, udając obrażonego. Wziął ubranie dla siebie. - Idź się przebrać do łazienki.
Zrobiłam, jak kazał. Ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania i dokładnie wytarłam mokre ciało. Narzuciłam na siebie o wiele za duży T-shirt, który sięgał mi troszkę niżej niż do połowy ud. Miałam okropnie mokre włosy, woda aż ciekła na podłogę.
- Harry! - krzyknęłam. - Masz suszarkę?
- Oczywiście, że mam. Pokażę ci, gdzie. Mogę wejść? - odpowiedział zza drzwi.
- Właź - westchnęłam. Chłopak otworzył drzwi. Stał w samych spodniach, co umożliwiło mi podziwianie jego tatuaży. Nieświadomie uniosły mi się kąciki ust. Bez problemu wyjął suszarkę z wysokiej szafki, co mi sprawiłoby spory kłopot. Dowód, że jestem strasznie niska.
- Proszę - podał mi ją ze słodkim uśmiechem.
- Dziękuję - odwzajemniłam gest i podłączyłam ją do gniazdka. Rozpoczęłam zmagania z włosami, a Hazza nadal nie wychodził z łazienki. Był we mnie wpatrzony.
- Brudna jestem? - zdziwiłam się.
- Nie, nie. Masz ładne nogi. Powiedziałem to na głos? - trzasnął się otwartą dłonią w czoło.
- Dziękuję - zaśmiałam się z niego. Westchnął głośno i przypatrywał się mojej walce.
- Może ci pomogę, niedojdo? - nabijał się ze mnie.
- Ale ty tak serio, czy żartujesz? Bo jak poważnie, to pomoc mi się przyda.
- Na poważnie. Daj to - uśmiechnął się i zabrał mi suszarkę. Po chwili włosy były już w miarę suche.
- Dobra, dziękuję, bohaterze - zaśmiałam się.
- Nagroda? - zatrzepotał rzęsami. Wspięłam się na palce i pocałowałam go delikatnie w policzek.
Wywiesiliśmy nasze mokre ubrania na balkonie, bo było niewiarygodnie ciepło. Prawie stamtąd wypadłam, ale to już szczegół. Potem postanowiliśmy obejrzeć film. Kłóciliśmy się przez chwilę, bo Harry uparł się na film akcji, za którymi w większości nie przepadam. Ostatecznie stanęło na "Szybcy i wściekli", ponieważ jest jedynym z tego gatunku, który lubię. I tak prawie nie oglądaliśmy, ponieważ przez połowę filmu kłóciliśmy się, które auto jest lepsze czy ładniejsze. Ledwo zdążyły zacząć lecieć napisy, gdy telefon Harolda zawibrował.
- Powiem ci szczerze, że ze spodniami może być problem. Trochę za szeroki jestem jak dla ciebie - skrzywił się chłopak, na co zaczęłam się śmiać. - Louis prędzej by coś miał...
- Już nie kombinuj. Daj mi po prostu jakąś dużą bluzkę - przerwałam mu.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami i rzucił mi nakrycie. Przeczytałam napis "Urodziłem się inteligentny, ale nauka mnie zrujnowała".
- Pasuje to do ciebie - nabijałam się z niego.
- Dzięki - mruknął, udając obrażonego. Wziął ubranie dla siebie. - Idź się przebrać do łazienki.
Zrobiłam, jak kazał. Ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania i dokładnie wytarłam mokre ciało. Narzuciłam na siebie o wiele za duży T-shirt, który sięgał mi troszkę niżej niż do połowy ud. Miałam okropnie mokre włosy, woda aż ciekła na podłogę.
- Harry! - krzyknęłam. - Masz suszarkę?
- Oczywiście, że mam. Pokażę ci, gdzie. Mogę wejść? - odpowiedział zza drzwi.
- Właź - westchnęłam. Chłopak otworzył drzwi. Stał w samych spodniach, co umożliwiło mi podziwianie jego tatuaży. Nieświadomie uniosły mi się kąciki ust. Bez problemu wyjął suszarkę z wysokiej szafki, co mi sprawiłoby spory kłopot. Dowód, że jestem strasznie niska.
- Proszę - podał mi ją ze słodkim uśmiechem.
- Dziękuję - odwzajemniłam gest i podłączyłam ją do gniazdka. Rozpoczęłam zmagania z włosami, a Hazza nadal nie wychodził z łazienki. Był we mnie wpatrzony.
- Brudna jestem? - zdziwiłam się.
- Nie, nie. Masz ładne nogi. Powiedziałem to na głos? - trzasnął się otwartą dłonią w czoło.
- Dziękuję - zaśmiałam się z niego. Westchnął głośno i przypatrywał się mojej walce.
- Może ci pomogę, niedojdo? - nabijał się ze mnie.
- Ale ty tak serio, czy żartujesz? Bo jak poważnie, to pomoc mi się przyda.
- Na poważnie. Daj to - uśmiechnął się i zabrał mi suszarkę. Po chwili włosy były już w miarę suche.
- Dobra, dziękuję, bohaterze - zaśmiałam się.
- Nagroda? - zatrzepotał rzęsami. Wspięłam się na palce i pocałowałam go delikatnie w policzek.
Wywiesiliśmy nasze mokre ubrania na balkonie, bo było niewiarygodnie ciepło. Prawie stamtąd wypadłam, ale to już szczegół. Potem postanowiliśmy obejrzeć film. Kłóciliśmy się przez chwilę, bo Harry uparł się na film akcji, za którymi w większości nie przepadam. Ostatecznie stanęło na "Szybcy i wściekli", ponieważ jest jedynym z tego gatunku, który lubię. I tak prawie nie oglądaliśmy, ponieważ przez połowę filmu kłóciliśmy się, które auto jest lepsze czy ładniejsze. Ledwo zdążyły zacząć lecieć napisy, gdy telefon Harolda zawibrował.
- Halo? No hej, Li! Co tam? - odebrał z uśmiechem, który po chwili zszedł z jego bladej twarzy. - Jak to? Zgarniam Zayna i jedziemy. Pa.
- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana. Harry tylko wyciągnął mnie za rękę z pokoju i wprowadził do innego. Jak się okazało, Louisa. Podał mi szybko pierwsze lepsze rurki należące do Tomlinsona. Ubrałam się w nie i wybiegłam za chłopakiem. Już był na dole wraz z Malikiem. Panikowali.
- Chodź, szybko! - krzyknął do mnie mulat. Wykonałam polecenie i już stałam obok chłopaków. Znaleźli kluczyki od samochodu i wybiegliśmy z domu. O co tutaj chodzi?
- Nie, Harry. Ja poprowadzę - zarządził Zayn. Styles się nie sprzeczał, co zdecydowanie nie jest na porządku dziennym. Może powtórzę: o co tutaj chodzi?
- Wytłumaczy mi ktoś, co tu się, do jasnej cholery, dzieje?
*****************************
Nie za długi, za to nudny, czyli moje marzenia się spełniły ._.
Przypominam prostą zasadę: czytasz = komentujesz.