wtorek, 5 sierpnia 2014

Epilogue.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch po­dob­nych nocy,
dwóch tych sa­mych pocałunków,
dwóch jed­na­kich spoj­rzeń w oczy. 

   Każdy inny dzień, noc, skradziony całus, nieśmiałe wpatrywanie się w oczy... pamiętali wszystkie. Bez wyjątku. Poznali się półtora roku, a znali się na wylot. Wszystkie nawyki, sekrety, odruchy, tiki nerwowe. Kinga i Niall. Para idealna.
   Wreszcie postanowili to zrobić. Po błogosławieństwie rodziców zaplanowali ślub. Msza została zarezerwowana, sala wynajęta, orkiestra weselna zamówiona, a zaproszenia rozdane. Nadszedł ten dzień.
   Obudziła się zestresowana. Dłonie drgały jej nerwowo, a oddech co chwilę przyśpieszał. Wpatrywałam się przez chwilę, w zdjęcie stojące na mojej szafce nocnej. Nie wierzę, że to już dziś.
   Obudził się z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyskoczył z łóżka jak poparzony, mimo że miał jeszcze mnóstwo czasu. Doprowadził się do stanu używalności i zjadł śniadanie. Położył się na swoim łóżku, korzystając z chwili spokoju, zanim przyjaciele wpadną do jego pokoju, ubierając w garnitur. Jego uwagę przykuł mały album, leżący na półce. Przypominał sobie sytuacje, w których robione były poszczególne zdjęcia. Uśmiechnął się delikatnie, na wspomnienie ich pierwszego, dość nietypowego spotkania.

   Była na zakupach, wychodziła właśnie ze sklepu. On starał się odgonić od siebie grupę fanek, jednak był zmuszony razem z resztą zespołu wziąć nogi za pas. Spojrzał się za siebie, by ocenić odległość, dzielącą go od tłumu dziewczyn. W tym momencie wpadł na kogoś. Spojrzeli w swoje niebieskie oczy, zapominając o całym świecie. Blondyn szybko wcisnął jej do kieszeni swój numer telefonu i odbiegł, krzycząc, by nikomu go nie podawała. Ryzykował, ale to było przyjemne uczucie.

~*~*~
   Po wypowiedzeniu przysięgi zagłębili się w pocałunku, a tłum zebrany w kościele zaczął klaskać. Rodzice pary młodej zalewali się we łzach szczęścia i wzruszenia. Świadkowie z osobami towarzyszącymi, czyli Liam i Maja z Sophią i Zaynem, którzy zostali wybrani po bardzo długich naradach, uśmiechali się najszerzej i najbardziej szczerze, jak to tylko możliwe. Wszyscy byli wniebowzięci tym cudownym wydarzeniem.

~*~*~
   Zapytacie, co z resztą. Cóż, Kasia i Harry do złudzenia zachowują się jak para, lecz stanowczo się tego wypierają; Liam wrócił do Sophii i są naprawdę szczęśliwi; Zayn ciągle cieszy się ze statusu singla, lecz stara się poznać jak najbardziej każdą napotkaną dziewczynę. Zapewniam, iż Louis jest kochanym i naprawdę opiekuńczym starszym kuzynem dla Mai - szybko pogodzili się z tym faktem i zachowują się jakby byli rodzeństwem od zawsze.
   Cała paczka ciągle trzyma się razem, choć Kinga zamieszkała z Niallem w sporym domu na przedmieściach Londynu, a Zayn wykupił dla siebie apartament w centrum stolicy.
   Ich historia nie należy do tych, których słuchając płacze się nad losem bohaterów. Co to, to nie. Jest bardzo szczęśliwa, mimo kilku smutnych wydarzeń. Wszystko toczy się dalej. Może kiedyś spotkasz pewną chudą brunetkę, idącą z wysokim blondynem poprzez londyńskie uliczki, którzy prowadzą wózek z małą, niebieskooką istotką wewnątrz?

**************
Dziękuję za te wszystkie wejścia na bloga,
wszystkie miłe słowa i szczere opinie.
Dziękuję :)
Nie rozpisuję się, więc... see ya soon xx

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Chapter fifteen.

 Sądzę, że każdy wie, co oznacza czerwona czcionka :)

Domek letniskowy, godzina 11.15.
Kinga

- Hej, idziemy przejść się nad jezioro. Też chcecie?- zapytał Zayn, wchodząc do mojego i Nialla pokoju.
- Ja z chęcią, ale blondas już śpi - zaśmiałam się delikatnie, wskazując na cicho chrapiącego chłopaka w łóżku pod drugą ścianą.
- To przyjdź za kilka minut na dół.
   Przyjechaliśmy na miejsce dosłownie pół godziny temu. Domek jest uroczy. Drewniany z czarnymi dachówkami. Piętrowy. Na szczęście problemu z przydzieleniem czterech pokoi nie było. Co oczywiste, w jednym z Niallem ja, w drugim Harry z Louisem, w trzecim Zayn z Liamem, a w ostatnim Kasia z Mają.
   Mi i Niallerowi przypadł chyba najładniejszy. Prostopadle do drzwi stało dwuosobowe łóżko, posłane białą pościelą. Naprzeciw niego, pod ścianą znajdowała się komoda, również o kolorze śniegu. Na ścianie obok łóżka zbudowano okno z widokiem na las. Podłoga była z jasnego drewna, a ściany zostały pomalowane na barwę wiosennych kwiatów wiśni.
   Przyjrzałam się pogodzie przez okno. Pochmurno. Wybrałam odpowiednie ubrania, bo te, które aktualnie miałam na sobie były niewygodne, i nałożyłam je na siebie. Nie musiałam fatygować się by iść do łazienki, w końcu jestem w pokoju tylko ze śpiącym Horankiem. Zabrałam ulubioną bluzę, należącą do niego. Dałam chłopakowi buziaka w czoło i skierowałam się na parter domku.

Kasia
- Nie chce mi się iść - jęczałam.
- Idziesz i koniec, nie masz nic do gadania.
- Majek, proszę...
- Nie - przerwała mi stanowczym głosem. Stwierdziłam, że nie ma sensu jej błagać, bo nie ustąpi. Muszę iść na spacer i tyle. Założyłam na siebie jakieś wygodne, sportowe ciuchy, związałam włosy w wysokiego kucyka i usiadłam na łóżku, czekając na przebierającą się Majkę.
    Nasz pokój posiadał dwa jednoosobowe łóżka z zieloną pościelą, pomiędzy którymi znajdował się mały stoliczek nocny o kolorze iroko. Wysoka szafa mieściła się naprzeciw łóżek. Podłoga była tej samej barwy, co stolik, natomiast ściany zostały pomalowane na kasztanowy.
- Gotowa! - krzyknęła Marciniszyn i obie zeszłyśmy na dół.
   Czekał tam na nas już Harry i Louis. Trzeba było poczekać tylko na Zayna i Kingę, którzy zjawili się kilka minut później.
- Dłużej się nie dało? - jęknął Harold.
- Grzywka mi się nie chciała ułożyć - teatralnie westchnął Malik i zarzucił sztywnym od żelu, blond pasemkiem włosów. Parsknęłam cicho śmiechem.
- Ruszamy czy nie? - niecierpliwiła się Kinga.
- Tak, chodźmy - odpowiedział jej z uśmiechem Louis.
   Droga do jeziora to 10 minut spokojnego spaceru przez las. Z początku bałam się, że zabłądzimy, ale weszliśmy na dróżkę, wydeptaną przez innych "turystów". Gdy drzewa rosły coraz rzadziej, dostrzegliśmy średniej wielkości jezioro, dookoła którego była plaża. Co prawda nie piaszczysta, ale można było chodzić bez butów. Całość wyglądała bardzo przyjemnie. Widok ten na chłopakach nie zrobił najmniejszego wrażenia, w końcu byli tu wiele razy, lecz nam, dziewczynom, uśmiechy od razu wtargnęły na twarze.
- Ładnie tu - powiedziała Kinga, wpatrując się w las na horyzoncie, po drugiej stronie. Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy poza mną i Harrym zdjęli buty i przechadzali się po samym brzegu. My natomiast poszliśmy na pomost w kształcie podkowy. Oparliśmy się o metalową barierkę, patrząc w głąb wody. Wiatr odwiewał nasze włosy do tyłu.
- Już polubiłam to miejsce - mruknęłam, przypatrując się horyzontowi.
- Nie da się go nie lubić. Tu jest cudownie - spojrzał w moją stronę z uśmiechem.
- Zimno dzisiaj, oby następne dni były ciepłe - mruknęłam pocierając dłońmi swoje chude ramiona.
   Harry od razu objął mnie swoim silnym ramieniem, żebym mogła się ogrzać. Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
   Usłyszeliśmy kroki, ktoś musiał biec po pomoście. Odwróciłam się i faktycznie, zobaczyłam Louisa i Majkę biegnących w naszą stronę. W pewnej chwili Lou popchnął dziewczynę, chyba trochę mocniej niż chciał, przez co zdołaliśmy usłyszeć jedynie jej pisk i głośne chlupnięcie wody. Tommo skamieniał, przez co zareagowałam pierwsza. Nie zdejmując żadnych ubrań wskoczyłam za Mają do wody wiedząc, że ona nie umie pływać, a było tu głęboko. Chwyciłam ledwo przytomną dziewczynę w pasie i wyciągnęłam na powierzchnię. Położyłam ją na molo, po czym sama się tam wspięłam. Mulatka od razu wypluła wodę i zrobiła kilka głębokich wdechów oraz wydechów. Wszyscy się na nas patrzyli, łącznie z Kingą i Zaynem stojącymi na brzegu.

~*~*~

   Po tym niezbyt przyjemnym wydarzeniu szybko wróciliśmy do domu. Oczywiście Louis chciał nieść Maję na rękach, ponieważ była jeszcze zbyt słaba. Może i racja. Przez całą drogę, a później też w domu, przepraszał ją i mówił, jak to bardzo tego nie chciał oraz że będzie przez niego chora. To jest pewne - obie będziemy przeziębione, bo woda była cholernie zimna, a zanim wróciłyśmy do domu zdążyło nas jeszcze owiać.
   Wieczorem postanowiliśmy zrobić ognisko na polance przed domkiem. Rzecz jasna, ja i Maja zostałyśmy w środku, podczas gdy wszyscy inni szykowali wszystkie niezbędne rzeczy. Całe szczęście pozwolą nam na trochę wyjść i ogrzać się przy ogniu.
   Leżałyśmy tak sobie w naszym łóżku słuchając krzyków i rozmów z dołu lub po prostu rozmawiając. Wreszcie miałyśmy chwilę spokoju. Nie trzeba się śpieszyć, można najzwyczajniej zatrzymać czas, spędzając kilka godzin z przyjaciółką. Dawno już tak nie było.
- Kaśka? A wy coś z Harrym... no wiesz? Coś jest na rzeczy? - oho, zaczęło się.
- Nie. Jest dla mnie takim kochanym, starszym braciszkiem. Wiesz przecież, że bardzo mi pomógł po rozstaniu z Liamem.
- Ok, rozumiem. Nie denerwuj się, po prostu dziś się tak przytulaliście nad tym jeziorem... To wyglądało inaczej, niż sądzisz - uśmiechnęła się delikatnie.
- Przecież się nie zdenerwowałam - zaśmiałam się. - Tylko wyglądało. W rzeczywistości jesteśmy takim sztucznym rodzeństwem - puściłam jej oczko, na co się tylko uśmiechnęła.
- Chyba się chwilę prześpię przed tym ogniskiem, jestem wykończona.
- Jasne, kolorowych snów - szepnęłam i odwróciłam się na drugi bok.
- Kasia? Dzięki, że tam po mnie wskoczyłaś. Utopiłabym się - mruknęła niezgrabnie.
- Daj spokój, ktoś by cię wyciągnął, było nas przecież dużo - zaśmiałam się. Nie widziałam twarzy dziewczyny, ale wyczułam jak przewraca oczami.

Domek letniskowy, godzina 21.20.
Kinga
   Liam już rozpalał ognisko, Louis ustawiał kłody mające grać rolę ławek, Harry ustawiał na plastikowym stoliku piwo. Niall i Zayn zniknęli. Wyszłam z założenia, że blondyn poszedł po swoją gitarę, a mulat nadal układał grzywkę. I się nie myliłam.
- Pójdę już obudzę dziewczyny, żeby zeszły - ogłosiłam, po czym to zrobiłam.
- Już wstaję mamo, zaraz, zaraz - mruknęła niewyraźnie przez sen Kasia.
- Nie wydaje mi się, bym była twoją mamą - westchnęłam. - Wstawajcie, lenie, ognisko już rozpalone!
- Już? A ja muszę się jeszcze ubrać! - krzyknęła nagle rozbudzona Majka. Zrobiłam słynnego facpalma, po czym szybko opuściłam pokój.
   Wyszłam na dwór, gdzie wszyscy chłopcy siedzieli już przy ognisku i pili piwo. Niebo przybrało czerwony kolor. Wyglądało pięknie. Usiadłam na brzegu prowizorycznej ławki, po prawej stronie Nialla. Nie byłam ani trochę głodna, a nie chciałam się zmuszać do jedzenia, więc tylko siedziałam i śmiałam się z chłopcami.
- Zjedz - Horan szepnął mi wprost do ucha, po czym wyciągnął w moją stronę rękę, trzymając talerzyk ze świeżo upieczoną przez niego kiełbaską.
- Nie jestem głodna - burknęłam pod nosem.
- Chcesz się napić piwa?
- Nie mam ochoty - ponownie odmówiłam.
- Coś się stało? - momentalnie przyjął smutny i zaciekawiony wyraz twarzy.
- Głowa mnie trochę boli, to nic takiego - słabo się uśmiechnęłam. Wzruszył ramionami, mówiąc obojętne "Jak chcesz".

Maja
   Wybiegłam z łóżka z prędkością sprintera i szybko wyciągnęłam odpowiednie, cieple ubrania z szafy. Założyłam je na siebie w pokoju, ignorując fakt, że nie jestem tam sama. Spiorunowałam wzrokiem Kaśkę, która jeszcze się ubierała, dając jej tym samym znak, aby się pośpieszyła.
- No już, już - burknęła, zakładając na siebie buty. Obydwie byłyśmy już gotowe, więc zeszłyśmy na dół. Tak naprawdę to zbiegłyśmy, przy czym Kasia zleciała z przedostatniego schodka, ale to nie ma większego znaczenia, bo nic jej się nie stało. Tylko trochę huku narobiła.
   Gdy tylko otworzyłyśmy drzwi prowadzące na dwór, uderzyła w nas fala zimnego powietrza. Wzdrygnęłam się, ale już po chwili grzałam się przy ognisku. Kasia siedziała naprzeciwko mnie, między Liamem i Harrym, a ja między Zaynem i Louisem, którzy od razu zaproponowali mi piwo. Oczywiście nie odmówiłam

Kasia
   Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły 2 godziny od wyjścia na zewnątrz. Zaczęło mi być strasznie zimno, więc szeptem powiadomiłam Payna, że wracam, na co kiwnął głową. Cicho wstałam i bokiem weszłam do domku. Wszyscy, poza mną, Li i Kingą, byli już pijani, a Lou i Maja nawet nie umieli zachować równowagi siedząc, przez co położyli się na ziemi. Byłam pewna, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Wzięłam odprężający, ciepły prysznic i nałożyłam na siebie biały T-shirt z różowym napisem "Just Chillin", który sięgał mi do połowy ud. Posmarowałam nogi kokosowym balsamem, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Gotowa do spania wyszłam z łazienki. Przemierzyłam korytarz i otworzyłam drzwi do odpowiedniego pokoju.
- Cześć, piękna - wybełkotał Styles, leżący na moim łóżku.
- Ugh, Harry? Co ty tu robisz? - zdziwiłam się. Spojrzałam na jego nogi, a moja mina diametralnie się zmieniła. - Wypad z łóżka z tymi butami!
- Wolę zrobić po prostu to - uśmiechnął się chytrze i rzucił adidasy na drugi koniec pokoju. Jęknęłam zirytowana.
- Hazza, proszę, idź spać.
- Ok - mruknął i wtulił się w moją poduszkę.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Wyjdź z pokoju - starałam się mówić najspokojniej, jak potrafiłam, ale było to dosyć trudne.
   Jęknął niezadowolony i wydął w zabawny sposób wargi, niczym mały chłopiec, któremu siostra zabrała lizaka. Popatrzył chwilę na mnie, po czym posłusznie wstał i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi, obok których stałam. Zatrzymał się pół metra przede mną. Czego jeszcze chcesz? Spojrzałam na niego z uniesioną lewą brwią. Uśmiechnął się nieśmiało, a następnie pocałował, przyciskając gwałtownie do ściany. Nie przerwałam pocałunku, co gorsza, również całowałam zielonookiego. Co mi się stało? Lewą ręką oparł się o ścianę, zaraz obok mojej głowy, a prawą umieścił na moim biodrze, pocierając je. Nie chciałam być dłużna, więc dość mocno przygryzłam jego dolną wargę, na co jęknął prosto w moje usta. Harry lekko uniósł mnie nad ziemię, dzięki czemu mogłam opleść swoje nogi wokół jego pasa. Wplotłam palce w jego loki i pociągnęłam za nie. Chłopak przestał mnie całować i wydał z siebie głośne, gardłowe jęknięcie. Lubię, gdy jęczysz przeze mnie. Czekaj, co? Zrobił kilka głębokich wdechów i wydechów, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. W końcu, po chwili spojrzał mi w oczy. Nie dostrzegłam w nich tej pijackiej mgiełki, jedynie radość i podniecenie. 
   Ponownie wpił się w moje usta, tym razem z jeszcze większym pożądaniem. Przycisnął swoje krocze do mojego, co sprawiło, że głęboko odetchnęłam. Chcę więcej. Wyczułam twardość w jego spodniach, przez co moje policzki zaczęły piec. Jakie to szczęście, że jest tu ciemno. Chłopak przeniósł swoje pocałunki na mój obojczyk. Przygryzł mocno kawałek skóry, a potem go zassał.
- Cholera... Harry - jęknęłam, odchylając głowę do tyłu. Nie wytrzymam. 
   Postawiłam swoje nogi na podłogę. Harry spojrzał na mnie zdziwionym spojrzeniem. Nawet przy blasku księżyca widziałam, że jego zielone tęczówki lekko pociemniały. Typowy objaw złości. Szybkim ruchem zdjęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją na bok. Pozwolił mi przez chwilę dotykać jego torsu, ale doprowadzało go to do szału. To wcale nie było specjalnie, hehe. Jego ręka wślizgnęła się pod bluzkę, badając najpierw moje pośladki, a potem przechodząc coraz wyżej. Popchnął mnie na łóżko, samodzielnie zdjął swoje spodnie, a potem położył się na łóżku, mając kolana po obu stronach moich bioder, a dłońmi błądząc po moim ciele. 
   Nie wytrzymał długo, ściągnął ze mnie koszulkę, ukazując moje nagie piersi. Odruchowo oblałam się rumieńcem, gdy dostrzegłam chytry uśmieszek goszczący na jego twarzy. Zniecierpliwiona mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego, a Harry lekko się zaśmiał. Całował namiętnie moje usta, masując w tym samym czasie moje piersi. Ponownie pociągnęłam go za włosy, na co odpowiedział cichym warknięciem. Rozsyłał pocałunki po mojej twarzy, szyi i obojczykach, a dłoń przeniósł między moje uda, głaszcząc je delikatnie od wewnętrznej strony. Przyjemny dreszcz podniecenia przeszedł przez moje ciało. Dwa palce chłopaka pocierają zewnętrzną stroną o moją kobiecość poprzez materiał czarnej bielizny.
- Harry... proszę... - mówiłam pomiędzy cichymi jęknięciami, podczas kiedy Styles pogrywał sobie ze mną w jakieś gierki. Doskonale wiedział, że nie wytrzymam długo. Przyłożył swoje pełne usta prosto do mojego.
- O co mnie prosisz? - spytał wyzywającym tonem.
- Przestań się bawić - ledwo wykrztusiłam, patrząc w jego prawie czarne tęczówki.
   Uśmiechnął się filuternie i zgrabnym ruchem zdjął moje majtki, zrzucając je na podłogę. Wędrował po mnie wzrokiem, ciężko oddychając. Czerwień znowu wkradła się na moje poliki.
- Jesteś taka piękna - szepnął i znowu pochylił się nad moimi ustami, a ręką masował moje lewe udo.
   Pojękiwałam cicho, zachęcając Harrego do dalszego działania. W końcu włożył we mnie swoje dwa palce, kręcąc nimi i poruszając w przód i w tył. Czułam przyjemne uczucie w dole brzucha. Zrobił mi kolejną malinkę, tuż obok poprzedniej, a następnie wepchnął swój język w moje usta. Nie mogłam już uleżeć w miejscu, wiłam się pod chłopakiem i wypychałam w górę swoje biodra, rękami bez przerwy błądząc po jego nagim torsie.
- Zrób to. Dojdź dla mnie - warknął seksownie.
   Już po chwili, jak na zawołanie, ciepła ciecz wylała się na prześcieradło, jako dowód mojego doznania.
- Harry - szepnęłam, zamykając oczy i starając się unormować oddech.
   Poczułam jedynie jego wilgotne, nabrzmiałe od pocałunków wargi na moim czole. Wstał, a mi od razu zrobiło się zimno, choć ciało ciągle miałam gorące od naszej bliskości. Chłopak założył na siebie szybko spodnie i koszulkę, mruknął krótkie "dobranoc" i wyszedł z pokoju.
   Szczerze? Było mi głupio. Dopiero teraz dotarło do mnie, co najlepszego wyprawiałam, a przede wszystkim - z kim. Cholera, pieprzyłam się z pijanym, najlepszym przyjacielem, który jest dla mnie jak brat. Myśl, że prawdopodobnie następnego ranka nie będzie nic pamiętał, wcale nie jest pocieszająca.
   Wzięłam kilka głębokich oddechów, przełknęłam głośno ślinę i podniosłam się z łóżka. Ponownie założyłam na siebie bluzkę od piżamy i bieliznę, po czym rozczesałam swoje poplątane włosy i w spokoju mogłam iść spać. Chociaż nie zupełnie. Nie spałam prawie wcale, ciągle rozpamiętując wydarzenia z tego wieczoru od nowa i od nowa...

Autor
   Harry i Kasia przez cały wyjazd nie poruszyli tematu ich zbliżenia, lecz znaczące uśmiechy chłopaka kierowane do niej świadczyły, że wszystko pamięta. Z każdym dniem onieśmielał ją coraz bardziej. 
   Cały wyjazd minął szybko i bez żadnych nieszczęść. Chłopcy pragnęli wykorzystać jeszcze kilka dni wolnego, które im zostały, i pojechać w swoje rodzinne strony. 
   Kinga pojechała z Niallem, aby odbyć "oficjalne przedstawienie rodzicom wybranki serca ich syna", jak to nazwał chłopak. Mogę zapewnić, że wszystko poszło dobrze, a państwo Horan od razu pokochali Kingę.
   Ku zdziwieniu Mai i Louisa, brunet dostał SMSa od matki, by zabrał ze sobą mulatkę. Żadne z przyjaciół nie miało pojęcia, o co chodzi, lecz posłusznie wybrali się do Doncaster.

Doncaster, godzina 18.35.
Maja
    Poczułam ciepły dotyk na ramieniu. Mruknęłam coś typu "daj mi spać, są wakacje" i dalej kontynuowałam odpoczynek.
- Majka, wstawaj, dojechaliśmy na miejsce - słyszę cichy, aczkolwiek radosny śmiech niebieskookiego bruneta.
- Tak szybko? - zdziwiłam się, otwierając oczy i ziewnęłam. 
   Wysiadłam z czarnego Boxstera, gimnastykując się na grafitowej kostce, by się rozruszać. Przeczesałam ręką włosy, by nie wyglądać jak zombie. Wzięłam od Louisa trochę bagaży i stanęłam obok, czekając aż zabierze resztę z bagażnika i go zamknie.
- Gotowa? - uśmiechnął się pokrzepiająco, stając przed potężnymi drzwiami frontowymi w kolorze mahoniu.
- Nie jestem pewna, ale miejmy już to z głowy - zaśmiałam się nerwowo. Tommo pokiwał tylko głową z dezaprobatą i nacisnął dzwonek.
   Już po chwili dosyć niska brunetka o niebieskich oczach otworzyła nam drzwi. Szeroki uśmiech od razu rozświetlił jej twarz i wtuliła się w syna. Byli do siebie niesamowicie podobni. Stałam obok nich nieco zawstydzona i czekałam, aż skończą się witać. Louis nagle przypomniał sobie o moim istnieniu i delikatnie odsunął się od rodzicielki.
- Cześć, mamo - uśmiechnął się zakłopotany, a jednak szczęśliwy na to spotkanie. - Wiec.. to jest... Maja... a to moja... mama - przedstawił nas sobie gestykulując rękami i jąkając się co chwila.
- Och, oczywiście! Witaj, Maju - uśmiechnęła się jeszcze szerzej i tym razem mocno przytuliła mnie.
- Ugh... Miło mi panią poznać. Lou dużo mi o pani opowiadał - uśmiechnęłam się zaskoczona i onieśmielona, gdy wreszcie odkleiła się ode mnie.
- Mam nadzieję, że w samych superlatywach. Mów mi po prostu Jay, żadna tam "pani", bo czuję się staro - zaśmiała się, prowadząc nas do środka domu. - Skarby, Louis przyjechał! - krzyknęła wgłąb domu, a już po chwili dwie, około jedenastoletnie blondynki, z tego co pamiętam nazywały się Daisy i Phoebe rzuciły się na starszego brata. Zaraz dołączyły do nich również piętnastoletnia Fizzy i siedemnastoletnia Lottie. Nie mogłam powstrzymać się od cichego "awww", którego chyba nie usłyszeli.
   Dziewczyny odkleiły się od niego i wróciły do swoich zajęć. Nie zauważyłam nawet, kiedy Jay zniknęła. Brunet kopnął pojedynczą torbę z ubraniami, leżącą na podłodze. Chwycił moją rękę, splatając razem nasze palce, co mnie nie zdziwiło, bo robiliśmy to dosyć często. Wprowadził mnie do salonu, gdzie na kanapie siedziała mama Lou i... moja mama.
- Mamo? - zapytałam zszokowana. - Co ty tu robisz? Wy się w ogóle znacie? O co tu chodzi?
- Spokojnie kochanie. Najpierw przywitajmy się jak cywilizowane kobiety, a potem ci wszystko wyjaśnimy - spojrzała na Johannę i podeszła do mnie, przyciągając do siebie w uścisku. Byłam zmuszona puścił delikatną dłoń Lou, na co niezauważalnie się skrzywiłam. Dotarło do mnie jednak, jak bardzo stęskniłam się za matką i jej pełnymi miłości przytuleniami.
- Usiądźcie, czas nieco wytłumaczyć tę sprawę - uśmiechnęła się pani Tomlinson, wskazując ręką na sofy.
   Mamuśki usiadły na jednej, natomiast ja z Louisem na drugiej, znajdującej się naprzeciwko. Siedzieliśmy tak blisko siebie, że nasze kolana się stukały. Chwycił moją rękę i zacisnął ją. Posłał mi swój pocieszający uśmiech, a jego oczy mówiły "uspokój się, będzie dobrze".
- Nawet nie wiem, od czego zacząć - westchnęła Pamela, moja mama.
- Najlepiej od początku - puściłam jej oczko, na co zaśmiała się donośnie.
- Wyręczę cię, Pam. Chodzi o to, że... tak jakby... jesteśmy siostrami - wyjaśniła Jay, wyczekując naszej reakcji.
- Słucham? - wytrzeszczyłam oczy.
- Robiłam ostatnio porządki na strychu i coś znalazłam... - mówiła moja mama. - To był jakiś list od twojej babci, Maju, adresowany to jakiegoś mężczyzny. Jak się okazało... tym mężczyzną był twój dziadek, Louis. Przeczytałam go i wyszło na jaw. Moja matka zdradziła swojego męża. Okazało się że była w ciąży. Bliźniaki - tłumaczyła wolno, nie chcąc plątać się w słowach.
- Nasz biologiczny, nieżonaty ojciec koniecznie chciał mieć kontakt ze swoimi dziećmi. Mama jednak nie pozwalała mu na to, chcąc ukryć swoją zdradę. Ostatecznie wyszło na to, że oddała mu mnie do opieki - kontynuowała Jay.
- Po kilku latach wyszło na światło dzienne, że mama zdradziła swojego partnera. Rozstali się. Mama postanowiła jednak nie powiadamiać o niczym swojego byłego kochanka. Dopiero na starość wysłała mu ten list, proponujący spotkanie. Niestety umarła - pojedyncza łza spłynęła po policzku mojej mamy, lecz natychmiast ją starła.
- Jak możecie być bliźniaczkami, skoro nie jesteście do siebie ani krzty podobne? - uniosłam jedną brew, mówiąc zdziwionym tonem.
- Kochanie, istnieje coś takiego jak bliźniaki dwujajowe. Powinnaś to wiedzieć w swoim wieku - moja matka przewróciła oczami, na co się zarumieniłam.
- Chcecie mi powiedzieć, ze jestem jej kuzynem? - Louis nagle jakby wyrwał się ze swojego świata. Gwałtownie wstał, a jego oczy ciskały piorunami.
- Dokładnie tak... coś nie tak? - zapytała zdezorientowana wściekłością swojego syna Jay.
- Wszystko jest nie tak - syknął i wybiegł z domu.
- Louis! - krzyknęłam za nim i podążyłam jego śladem. Biegł, przez co miałam marne szanse na dogonienie go. Zebrałam jednak wszystkie swoje siły, by po kilku minutach dosięgnąć jego dłoni.
- Loulou... - potarłam kciukiem jego policzek. Nie było w nim już tyle złości. W tej chwili życie z niego całkowicie uszło.
- Nie rozumiem tego... wracam do domu, zastaję tam jakąś kobietę, którą pierwszy arz widzę na oczy, i co? Okazuję się, że po dwudziestu kilku latach mojego życia mam ciocię. W dodatku kuzynkę też... i to jaką - na jego twarzy gości uśmiech, lecz widzę, że w kącikach oczy zbierają się łzy. Nie szczęścia, to łzy rozpaczy. Przytuliłam się do niego najmocniej, jak potrafiłam. Nie chciałam go puszczać.
- Będzie jak wcześniej? - spytałam się go z nadzieją.
- Będzie - odpowiedział bez chwili wahania i opiekuńczo pocałował moje czoło.

****************************
Po niecałym miesiącu wreszcie jest rozdział, yeeey! :D
Ostatni. Zdecydowanie ostatni. Przed nami już tylko epilog. 
Chciałam zadedykować ten rozdział każdemu, kto 
kiedykolwiek odwiedził mojego bloga, przeczytał choć kilka zdań, zostawił jakiś komentarz...
Nie usunę tego bloga, po zakończeniu, jeśli ktoś kiedyś na niego natrafi, 
nadal będzie mógł go przeczytać :)
Dziękuję za uwagę ;p
Lots of Love xx

czwartek, 10 lipca 2014

Chapter fourteen.

Gdzieś na londyńskiej ulicy, godzina 12.20.
Kasia
   Biegłam. Przed siebie. Nie zważałam na dziwne spojrzenia ludzi. No tak, widok nastolatki z potarganymi włosami, wczorajszym makijażem i w nieświeżych ubraniach biegnącej na boso po chodniku w południe... jest dość rzadki.
   A dlaczego tak biegnę? Bo stchórzyłam. Zwyczajnie stchórzyłam. Uciekłam. Uciekłam od chłopaka po wspólnie spędzonej nocy. Jestem idiotką. Przecież fakt, że dla mnie ta noc nic nie znaczyła i że żałuję nie upoważnia mnie od odejścia bez słowa. Nawet z nim nie rozmawiałam. Spał. Nie chciałam go budzić. To wszystko jest takie pogmatwane. Całe życie jest pogmatwane. I skomplikowane. Zdecydowanie. Bardzo skomplikowane.
   Wreszcie dotarłam przed dom. Otworzyłam drzwi wejściowe i pognałam do swojego pokoju. Od razu wyjęłam z szafy przewiewną sukienkę na ramiączka i dżinsową koszulę. Zamknęłam się w łazience, po czym rzuciłam wybrany zestaw na szafkę. Oparłam się o umywalkę, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie. Westchnęłam głęboko.
- Jak ty wyglądasz... - jęknęłam. 
   Zdjęłam z siebie wczorajsze ubrania i wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic. Wytarłam się ręcznikiem i narzuciłam na ramiona ciemnofioletowy, krótki szlafrok. Posmarowałam nogi balsamem, a potem rozczesałam włosy, sięgające mi już do połowy pleców.
- Czas zapisać się do fryzjera.
   Zrobiłam sobie luźnego warkocza na bok. Pociągnęłam rzęsy tuszem, a usta pomalowałam truskawkowym błyszczykiem. Założyłam wybraną wcześniej sukienkę. Poprawiłam jeszcze grzywkę i wróciłam do pokoju. Zdjęłam z półki dość grubą książkę, na nogi nałożyłam białe trampki i wyszłam na podwórko.
   Słońce, słońce, słońce. Dzień wyjątkowy. Bezchmurne dni w Londynie to rzadkość, ale bezchmurne dni w Londynie w trzeci od końca dzień sierpnia, to już cud.
    Rozłożyłam na trawie żółty koc. Położyłam się na nim na brzuchu i otworzyłam książkę na pierwszej stronie. Zdążyłam przeczytać zaledwie kilka wersów, gdy zadzwonił telefon. Głęboko westchnęłam. Jus dzwoni. Po chwili wahania nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Chłopak ponawiał próbę jeszcze kilka razy, ale wyłączyłam telefon. Ponownie zatopiłam się w lekturę.

Dom One Direction, godzina 14.10.
Maja
- Dzień dobry! Halooo! Wstajesz? - ktoś gadał mi nad głową. Mruknęłam tylko coś pod nosem i schowałam się pod kołdrę.
- Wstawaj, księżniczko - powiedział zgryźliwym tonem. Oczywiście, Louis.
- Odwal się, Tomlinson.
- Powiało grozą - nie zmieniał tonu. Gdy zauważył, że nie mam zamiaru ruszyć się z łóżka, zainterweniował. I wtedy go znienawidziłam. Ściągnął ze mnie kołdrę, a jakby tego było mało - polał wodą i zepchnął na podłogę.
- Pogrzało cię?! - wydarłam się, podrywając się na równe nogi.
- Śniadanie gotowe, wszyscy już wstali. Pospiesz się, księżniczko - powiedział z cwaniackim uśmiechem i uciekł z pokoju. 
   Mruknęłam pod nosem parę przekleństw i doprowadziłam się do stanu używalności. Zeszłam na dół. Do kuchni weszłam z niezadowoloną miną, aby powiadomić każdego o moim złym humorze. Przy stole siedziało całe 1D i Kinia. Coś mało nas, ale pominęłam ten fakt. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam na wolnym miejscu, obok Louisa. Włączyłam się do wspólnej rozmowy. Zayn cały czas wiercił wzrokiem dziurę w Liamie.
- Dobra już, Zayn, uspokój się - westchnął. - Ludzie, pamiętacie, że mieliśmy jechać nad jezioro? No to jedziemy na tydzień dziś w nocy albo jutro rano, jak kto woli. Pakujcie się, prosimy zapiąć pasy, życzymy miłej podróży i udanego lotu... znaczy jazdy - powiedział na jednym wydechu, beznamiętnym tonem niczym stewardessa.
- Ooo, ale fajnie! - ucieszył się Niall, jak dziecko.
- Czekaj, czekaj.. powiedziałeś, że dzisiaj? - otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Nooo tak jakby - słodko się uśmiechnął.
- Nie mam żadnych ubrań! Majka, jedziemy do domu, trzeba się pakować! Nie ma czasu, jedziemy! - panikowała Kinga. Zanim się obejrzałam, już zakładała buty w korytarzu.
- Eee, to pa? - mruknęłam i poczołgałam się za nią.
- Na razie! - krzyknęli chłopcy chórem.
- O 4 po was podjedziemy! - dorzucił Harry.

Dom dziewczyn, godzina 14.40.
Kinga
   W domu byłyśmy za 15 minut. Wpadłam prosto do swojego pokoju, wyjęłam spod szafy wielką walizkę i wrzucałam tam wszystkie ubrania jak leci. Dosłownie wszystkie. W efekcie nie mieściły się, więc musiałam z części zrezygnować. Wyjęłam je wszystkie jeszcze raz. Poodkładałam wszystkie bluzki z długim rękawem, swetry i bluzy oraz część długich spodni, szortów i bokserek. Ostatecznie zmieściłam się w moją małą walizkę, a nawet zostało tam jeszcze trochę miejsca.
   Poszłam wziąć odświeżający prysznic, który był bardzo potrzebny. Natychmiastowo "odżyłam". Ubrałam się w dżinsową koszulę i czerwone rurki, bo trochę się ochłodziło. Położyłam się na łóżku, założyłam słuchawki na uszy i odpłynęłam w mój własny świat...

Kasia
   W spokoju czytałam czytałam swoją książkę, gdy zauważyłam przez okno balkonowe, że wróciły te cudaki. Kinia pobiegła od razu na górę, a Majka wyszła do mnie.
- Hej! Wchodź do domu szybko, zaraz chyba będzie padać. Aaa i pakuj ciuszki, bo jedziemy w nocy z chłopakami nad jezioro - uśmiechnęła się ciepło.
- Ok - mruknęłam tylko i weszłam szybko do budynku. Nie obchodziło mnie za bardzo dokąd jedziemy i czy mamy ku temu jakieś konkretne powody. Po prostu przyjęłam tę informację do wiadomości. Przeszły mnie dreszcze, więc pobiegłam do mojego pokoju i założyłam coś trochę cieplejszego. Potem spakowałam do torby trochę przypadkowych ciuchów. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc ponownie sięgnęłam po książkę.

Maja
   Obwieściłam Kasi, że dziś wyjeżdżamy. Nie wywołało to na niej żadnego wrażenia, aż dziwne. Nie spodziewałam się co prawda, że będzie tam skakać z radości... ale byłam pewna, że się choć trochę ucieszy. Mam wrażenie, że coś się stało, lecz nie będę dopytywać. Zechce, to sama mi powie. 
   Udałam się na górę, do swojego pokoju. Wzięłam długą kąpiel, umyłam włosy, a potem przebrałam się w wygodne ciuchy. W efekcie nudy pomalowałam sobie paznokcie u nóg i u rąk. Wszystko to zajęło mi ponad godzinę. Gdy mogłam już wykonywać swobodne ruchy bez obawy, ze zepsuję sobie wzory na paznokciach, spakowałam trochę ciuchów do swojej torby. Może wystarczy, a jeśli nie, to pożyczę coś od dziewczyn.

Dom dziewczyn, godzina 2.50.
Kinga
   Budzik zadzwonił wyjątkowo głośno. Niechętnie go wyłączyłam i po kilku minutach bezmyślnego wpatrywania się w sufit wreszcie wstałam. Obudziłam dziewczyny, a następnie umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam w przygotowany wczoraj zestaw. Uwinęłam się z tym w pół godziny, więc postanowiłam się upewnić, że wszystko zabrałam. Gdy byłam już o tym przekonana, zeszłam wraz z torbą na dół i postawiłam ją w korytarzu. Nadal nie do końca rozbudzona rzuciłam się na kanapę i przymknęłam oczy.

   Obudził mnie dźwięk komórki, wibrującej niespokojnie w kieszeni moich spodni. Hazza dzwoni.
- Halo? - odebrałam nadal zaspanym głosem.
- Już prawie wszyscy jesteśmy pod waszym domem. Wychodzicie czy mamy wejść?
- Jak to "prawie wszyscy"? - zdziwiłam się. Spojrzałam na Majkę sterczącą nade mną i Kasię biegającą po kuchni z jabłkiem w ręku. - Wychodzimy.
- No to papatki - zignorował moje pytanie. Trudno, zaraz mi wyjaśni.
- Wychodzimy, panienki! - krzyknęłam, po czym szybko pozbierałyśmy nasze torby i opuściłyśmy dom, zamykając go na klucz.
   Okazało się, że Louis zaspał, więc on i Liam wyjechali kilka minut później. A poza tym ktoś musiał prowadzić drugi samochód. Dosłownie po chwili przyjechała owa dwójka. Po krótkiej kłótni w samochodzie Liama jechał on, Maja, Louis i Zayn, a reszta w drugim, który prowadził Niall. Usiadłam z przodu, a Kasia i Harry wpakowali się do tyłu.
   Horan musiał chyba wypić jakieś 2 litry kawy, bo ani trochę nie był zmęczony. Przynajmniej na takiego nie wyglądał. Między nami panowała cisza, którą przerywało głośno grające radio i śmiechy z tylnych siedzeń. Oparłam głowę o zimną szybę i próbowałam dostrzec coś na zewnątrz. Było to trudne, ponieważ wszędzie panowała ciemność, poza jezdnią, na którą padało światło lamp samochodowych. Rozmyślając tak, nie dostrzegłam kiedy Solka zasnęła na ramieniu Stylesa, który z kolei zasnął oparty o szybę. Przeniosłam wzrok z lusterka na kierowcę. Jeszcze raz skanowałam każdy milimetr jego twarzy. Oj tak, zdecydowanie mogłabym to robić całymi godzinami. Po chwili zauważył, że go lustruję. Przeniósł spojrzenie z jezdni na mnie, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie.
- No co? - mruknął i ponownie skupił się na drodze.
- Przepraszam za wczoraj. I w ogóle. Przepraszam, kocham cię - powiedziałam cicho, obserwując dokładnie jego reakcję. Uśmiechnął się.
- Nie jestem zły.
- Czyli... wszystko jest ok? - zapytałam dla pewności.
- Tak - uśmiechnął się jeszcze szerzej, a mi kamień spadł z serca. Czułam się już spokojna, więc spokojnie zasnęłam oparta o rękę.

Maja
   Gdy tylko zostało ustalone, kto z kim jedzie, Malik jak burza wpadł na miejsce pasażera. Nie mam zamiaru siedzieć obok Louisa. Nie.
- Zayn, puść mnie tam! Nie będę obok niego - wskazałam palcem na Tommo - siedzieć przez całą drogę.
- Ależ owszem, będziesz - kłócił się ze mną mulat.
- Nie! 
- Tak? - uśmiechnął się chamsko.
- Oh, Zayney, proszę cię! Będę ci wisiała przysługę! - błagałam żałośnie.
- Hm, kusząca propozycja... ale nie. Tym razem nie skorzystam. Przykro mi.
- Ugh, nie cierpię cię - prychnęłam i skrzyżowałam ramiona, pokazując jak bardzo mam focha na cały świat.
- Więc wychodzi na to, że całą drogę spędzisz ze mną - uśmiechnął się Loueh zadziornie, zakładając rękę na moje ramię.
- Spadaj - warknęłam, zrzucając ją i przypinając się pasem, bo właśnie do samochodu wszedł Liam, który uzgadniał coś jeszcze z Niallem.
   Chłopcy zapięli pasy i ruszyliśmy w drogę. Zayn wyciągnął komórkę i, z tego co zauważyłam dzięki zaglądaniu mu przez ramię, przeglądał Instagrama. Tomlinson również wyjął urządzenie z kieszeni, lecz odpowiadał na niektóre tweety fanek. Paynee puścił cicho radio i skupił się na drodze. Nie spodobała mi się lecąca w nim rockowa piosenka, której tytułu nawet nie znam, więc włożyłam słuchawki do uszu i puściłam playlistę One Direction. Dawno ich nie słuchałam, ale to było dziwne uczucie siedząc w samochodzie obok kilku członków zespołu, którego piosenki akurat słuchasz.
   Próbowałam dostrzec cokolwiek w ciemności, która panowała za oknem, lecz na próżno. Oparłam się o podgłówek i myślałam o wszystkim, co zmieniło się w ciągu ostatniego czasu. Miałam wrażenie, ze ktoś mnie obserwuje. Znaczy, um, mam takie wrażenie już od kilku dni, ale teraz jest tak jakby mocniejsze. Leniwie otworzyłam prawe oko, by spojrzeć na Louisa, uprzednio włączając pauzę w playliście. Moja intuicja mnie nie zawiodła, obczajał mnie wzrokiem.
- Co? - mruknęłam bez emocji. Nie odpowiedział, tylko na dal się we mnie wpatrywał.
- Mówi się! O co ci chodzi? - warknęłam.
- Przepraszam za tamto... no wiesz - szepnął i spuścił ze mnie wzrok.
- Huh? Za co?
- Za wczoraj. W sumie to już przedwczoraj. Byłem w stosunku dla ciebie... niemiły. Przepraszam - nerwowo kręcił w dłoniach telefonem.
- Ah, za to... um, przyjmijmy, że nie jestem zła. Wybaczam - uśmiechnęłam się, chociaż w środku nie byłam tego pewna.
- Czyli zgoda? - wyciągnął do mnie rękę. Po chwili walki wewnątrz siebie, zignorowałam jego dłoń i mocno przytuliłam się do chłopaka.
   Z nieśmiałym uśmiechem odsunęłam się od niego i powróciłam do muzyki. Cały czas czułam, że mnie obserwuje, ale udawałam, że tak nie jest. Zamknęłam oczy, zatapiając się w piosence Summer Love, czyli jednej z ulubionych. Niespodziewania Louis wyjął jedną słuchawkę z mojego ucha i włożył ją do swojego. Szeroki uśmiech momentalnie wszedł na jego usta. Znacząco poruszył brwiami.
- Oddawaj to! - krzyknęłam i rzuciłam się na bruneta, nie zważając na to, że siedzimy w jadącym samochodzie i prawdopodobnie przeszkadzamy Liamowi.
- Dlaczego? Muszę posłuchać mojego boskiego głosu! O, zaraz moja solówka - zauważył zadowolony z siebie.
- Louis, ogarnij się i oddaj mi słuchawkę, proszę - powiedziałam najspokojniejszym tonem, na jaki było mnie stać.
- Ale serio, posłuchajmy razem.
- Nie.
- Czemu? - zrobił minę smutnego pieska.
- Bo mnie denerwujesz. Oddaj.
- Nie - obstawał przy swoim. Westchnęłam i zatkałam sobie palcem drugie ucho, żeby lepiej słyszeć słowa piosenki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ciągle czując, że ktoś mnie obserwuje.
Kasia
   Obudziłam się jakieś dwie godziny później. Podniosłam głowę z ramienia Harrego, który zajęty był swoim telefonem. Przetarłam zmęczone oczy i ziewnęłam.
- Sorry, że ciążyłam - powiedziałam leniwym głosem do loczka. W odpowiedzi tylko się uśmiechnął, dając znak, że nie przeszkadzało mu to.
- Za ile będziemy? - spytałam się Nialla.
- Myślę, że jakieś półtorej godziny - spojrzał na mnie z uśmiechem w tylnym lusterku.
   Słońce właśnie wschodziło, więc pomyślałam, że to idealny moment na zrobienie zdjęcia. Wyjęłam telefon, upamiętniłam tę chwilę, a potem wrzuciłam fotkę na Instagrama i Twittera z dopiskiem "Obudzić się i zobaczyć to - bezcenne xx". Korzystając z okazji, dałam follow kilku osobom na obydwu portalach i przeglądałam tweety skierowane do mnie, odpowiadając na niektóre. Z nudów zrobiłam kilka zdjęć sobie, widokom i Harremu. Myślałam, ze tego nie zauważy, jednak się przeliczyłam. Zaczął mnie łaskotać i dźgać w brzuch.
- Harry, przestań - jęknęłam przez śmiech.
- Nie - uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dołeczki.
- Styles! - krzyknęłam.
- Uspokójcie się, przeszkadzacie mi - upomniał nas Niall.
- Sorry - mruknęliśmy jednocześnie z Hazzą, który usiadł prosto.
- Na miejscu się odegram - szepnął do mnie z cwanym uśmiechem.
   Fuknęłam urażona i odwróciłam się przodem do kierunku jazdy. Kątem oka obserwowałam chłopaka i zobaczyłam, że, cholera, teraz on mi robi zdjęcia. Próbowałam bezgłośnie zmusić go do zaprzestania, ale po chwili, gdy stwierdziłam, że nie mam z nim szans, zaczęłam "pozować". Na każdym zdjęciu miałam inną minę, ale za każdym razem głupią. Chyba raz Haroldowi udało się złapać ujęcie, gdy głośno się śmiałam. Swoją drogą, Horan zwrócił mi za to uwagę.
- Już mi się nie chce. Pokaż, jak wyszły - powiedziałam, jedną ręką trzymając się za bolący od śmiechu brzuch, a drugą wyciągając do Stylesa. Chwilę się na mnie patrzył, ale jednak znudziło mu się irytowanie mnie i podał mi telefon. Zdjęcia wyszły okropne, ale nie chciało mi się znowu z nim kłócić. Resztę drogi spędziliśmy na robieniu sobie razem lub nawzajem zdjęć, słuchaniem muzyki na jednych słuchawkach, opowiadaniem sobie wspólnie z Ni i Kinią śmiesznych historyjek albo śpiewaniem również z nimi. Mam nadzieję, że cały wyjazd minie w takiej atmosferze.

***********************
Ok, sama siebie zaskoczyłam nowym rozdziałem XD
Miał być ostatni, ale wyszedłby duuużo za długi, więc jest już teraz :) 
Czyli niestety albo i stety został jeszcze jeden rozdział a potem już epilog.
Z jednej strony jestem przywiązana do tego, ale jednak ciesze się, że ta przygoda się już kończy :P
No to... do ostatniego xx

piątek, 2 maja 2014

Chapter thirteen

*miesiąc później*
Dom dziewczyn, godzina 11.
Kasia
   Przez ten miesiąc zmieniło się dużo, a jednak niewiele. Maja i Lou wyszli ze szpitala, wszystko z nimi w porządku. Chłopcy szykują się do wyjazdu w trasę. Nam zaczął się sezon, więc cały czas tylko treningi i treningi. Rozeszłam się z Liamem, lecz w przyjaznych warunkach. Nie chcieliśmy psuć przyjemnej atmosfery między naszymi przyjaciółmi. Co do Zerrie... nie wrócili do siebie, ani nie utrzymują dobrych kontaktów, ale nie są wrogo nastawieni. Zayn na szczęście jest mądry i wybaczył blondynce.
   26 sierpnia 2013
   Szlag mnie trafi przez tą pogodę! Słońca nie widziałam już kilka ładnych tygodni, a przecież jest końcówka lata!
Jutro są moje urodziny, ale pewnie nikt nie będzie pamiętał, wszyscy zaaferują się Liamem. Jakoś nie jest mi z tego powodu szczególnie przykro. Zapomną, to trudno... No dobra, nie okłamujmy się. Chciałabym, żeby pamiętali.
   Jutro, poza moimi urodzinami, robimy przyjęcie-niespodziankę dla Li. Zaraz jedziemy po prezent dla niego. Kompletnie nie mam pojęcia, co mu kupić. Mam nadzieję, że dajemy coś we trójkę z dziewczynami.
- Solka, chodź już! - usłyszałam wołanie z dołu. Westchnęłam i zamknęłam zielony zeszyt, chowając go na dno szafy, pod stertę ubrań. Wiem, że prowadzenie pamiętnika jest raczej dla załamanych nastolatek, albo małych faneczek Kucyków Ponny, ale mi się podoba. Mogę się w spokoju "wygadać", a nikt się nie dowie, co mi w głowie siedzi. Tak przy okazji, muszę kupić sobie coś porządniejszego, bo ten jest trochę... no rozpada się po prostu.
- Idę! - odkrzyknęłam i wyszłam z pokoju.
- Ale żeśmy się zgadały z tymi czapkami! - wybuchła śmiechem Majka.
- O, faktycznie - spojrzała po wszystkich Kinga. - Gotowe? To lecimy.

~*~*~

- To kupujemy oddzielnie. Żegnajcie, skarby - rzuciła Szynka i pobiegła do jakiegoś sklepu.
- Nie wiem, co mu dać - rozpaczałam.
- Ja też nie, przykro mi - Maja wzruszyła ramionami i odeszła w przeciwną stronę, zostawiając mnie na środku centrum handlowego. Westchnęłam. Na przyjaciółkach zawsze można polegać, nie?
"Nie wymyślę nic oryginalnego"
   Weszłam do sklepu z różnymi drobiazgami i skierowałam się do półki z perfumami.
- STR8, Playboy, Adidas, La Rive, Bond... Nic ciekawego - czytałam kolejne etykiety na flakonikach po perfumach.
- O, zobaczmy, co powymyślały gwiazdki - uśmiechnęłam się do siebie, lustrując wzrokiem perfumy stworzone przez sławne osoby. Oczywiście nie zabrakło tam hitów takich jak "Our Moment" czy "The Key".
"Ale to damskie..."
   Perfumy Adama Levine, raczej nie są w typie Liama. A może "The Secret" Banderasa? Wzięłam próbkę i prysnęłam sobie na rękę.
"Ładne! A zobaczę jeszcze Beckhama"
   Tak też zrobiłam. "Urban Homme" piłkarza zdecydowanie wygrały walkę.
"Idealne!"
   Zadowolona z siebie, zabrałam z półeczki dosyć duży flakonik i w kasie zapłaciłam za niego. Był dosyć drogi, ale czego mogłam się spodziewać.

Galeria handlowa, sklep sportowy, godzina 11.45.
Maja
   Ze względu na brak pomysłu na prezent, postanowiłam kupić Liasiowi coś... sportowego? Zastanawiam się, czy korki do grania w piłkę, to dobry pomysł.
"Idiotko, nie znasz jego numeru buta"
   No tak... Piłkę do nożnej już mają, więc odpada. Może taką do kosza? Z tego, co słyszałam, Daddy uwielbia koszykówkę. Niech będzie. Wybrałam tę najlepszą do gry, tak mi się przynajmniej zdawało. Niech Li sam określi.

~*~*~
   Dzień upłynął nam miło, spokojnie i leniwie. Pod wieczór chłopcy wysłali Payna na zakupy, dzięki czemu mieliśmy chwilę czasu na uzgodnienie szczegółów jutrzejszego dnia. Połączyliśmy się na Skype wraz z Little Mix. Rozdzieliliśmy między sobą zadania. Niall, Kinga i Perrie zajmą się jedzeniem; Louis z Zaynem - alkoholem; Maja, Jade i Jesy rozwieszają dekoracje; a ja, Harry i Leigh zabieramy solenizanta do kina. Każdy ma już prezent dla bruneta, poza Louisem i Kingą, którzy swoje podarunki muszą jutro skądś odebrać. Brzmi podejrzanie. Ale ważne, że chyba wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Następny dzień, dom dziewczyn, godzina 17.00.
    Kasia
   Byłam już umówiona i gotowa na wypad do kina. Harry i Li mieli podjechać najpierw do mnie, a potem do Leigh. Reszta dopiero potem miała zebrać się w domu chłopaków, żeby teraz nie wzbudzali podejrzeń.
   Chłopcy przyjechali po mnie po około 10 minutach. Pożegnałam się z dziewczynami i wsiadłam do ich samochodu. Śpiewaliśmy, a raczej wydzieraliśmy się, do piosenek puszczanych w radiu. Całe szczęście, że Styles ma podzielność uwagi i nic nam się nie stało.

Dom chłopaków, godzina 18.00.
Kinga
   Kompletnie nie mogliśmy się zorganizować. Malik i Tommo biegali z samochodu do baru, szafek, czy kuchni i z powrotem. Mimo moich ostrzeżeń, nie zwalniali kroków, przez co zbili 2 butelki wódki. Taka ilość nie robi jednak wielkiej różnicy, ponieważ chłopcy zdecydowanie się postarali w wykonywaniu swojego zadania i zaopatrzyli nas w pełen bagażnik alkoholu. 
   Mi, mojemu chłopakowi i Pezz szykowanie jedzenia szło bardzo łatwo i sprawnie. W końcu to najprostsze, co może się trafić. Szło nam idealnie, pomijając wysypane na podłogę kilka żelków, pół paczki chipsów, trochę popcornu i urządzenie sobie przez nas małej bitwy na jedzenie.
   Maja, zarówno jak Jade i Jesy, mimo stawania na kanapie lub krzesełkach, nie mogła dosięgnąć do żyrandola, by zawiesić na nim ozdoby. Niall oderwał się wtedy od szykowania przekąsek i pomógł im w tym. Uściślając, wziął Jade na barana i wskoczył z nią na kanapę. Wyglądało to przekomicznie, ale ważne, że było skuteczne. 
   Około 18.40, gdy wszystko było już gotowe, każdy przebrał się w odpowiednie na przyjęcie ubrania. Ja przygotowałam sobie wygodny zestaw. Uśmiechnęłam się na myśl, że Harry ma podobną koszulę do tej, którą mam na sobie. Maja postawiła na nieco bardziej rockowe ciuchy.

Gdzieś w Londynie, samochód, godzina 19.20.
Liam
   Wracaliśmy już z seansu kinowego. Film bardzo mi się podobał, trzymał w napięciu i do samych napisów końcowych nie wiedziałem, jak się zakończy. Niebo szarzało coraz bardziej, gdy mijaliśmy kolejne wysokie budynki, zabieganych ludzi, turystów z aparatami fotograficznymi oraz jakieś pojedyncze ślady zieleni. Kiedy dotarliśmy pod dom, było już całkowicie ciemno. Jak na gentelmana przystało, otworzyłem drzwi Leigh-Anne, a Harry zajął się Kasią. Nie wiem dlaczego, ale pierwszy podbiegłem do drzwi. Kasiek za to bardzo się ociągał. Miałem wrażenie, że jest taka smutna, ale pewnie tylko mi się zdawało. Otworzyłem drzwi, było ciemno. Tylko na schodach świeciła się jedna lampka. Zdezorientowany nacisnąłem na włącznik światła, a dom rozbłysł jasnością. Zza kanapy wyskoczyli chłopaki, dziewczyny i kilka innych osób wybiegły z kuchni, ktoś kopnął drzwi od łazienki na dole i wyszedł stamtąd, zza rogu ściany wyłoniła się grupka innych osób. A wszyscy równo krzyknęli "Happy Birthday, Liam!". Byłem mile zaskoczony. Uśmiech rozjaśnił moją twarz, a samotna łza szczęścia wypłynęła z mojego lewego oka. 
- Tak, tak, wiemy, że urodziny masz za 2 dni, ale nie dość, że jutro wyjeżdżamy w trasę, to ktoś inny ma dziś swoje święto... - zaczął Lou, podchodząc do mnie i reszty "kinowej ekipy".
- Kasiu, nie myśl sobie, że zapomnieliśmy o tobie. Wszystkiego najlepszego - dokończył Styles i przytulił dziewczynę. Stała tam jak kołek z rozdziawionymi ustami. Chyba się nie spodziewała... Każdy z zaproszonych po kolei podchodził do mnie i do Kasi z prezentem i życzeniami. Gości było na oko jakaś pięćdziesiątka. Znalazły się wśród nich takie osoby jak Justin Bieber, 5SOS, The Vamps, Demi Lovato, Selena Gomez, czy mój najlepszy przyjaciel spoza zespołu, Andy.
   Zayn, jak na DJ'a przystało, od razu zajął się puszczaniem dyskotekowej muzyki. Chłopaki załatwili nawet specjalne, kolorowe światła. Efekt był niesamowity. Solka od razu uciekła na górę przebrać się.
  
Kasia
   Impreza trwała w najlepsze. O wpół do dwunastej prawie każdy był już pod wpływem alkoholu. Nawet Payne zrobił wyjątek i wypił kilka kieliszków wódki. Większość czasu spędzałam tańcząc, od czasu do czasu szłam tylko się napić. Gdy chciałam odetchnąć, przyszedł Bieber. Wcześniej nie widziałam się z nim, to aż dziwne.
- Witam, piękną panią - uśmiechnął się zniewalająco, przysiadając na krzesełku obok.
- Witam, witam - puściłam mu oczko.
- Zatańczysz? Wcześniej nie znalazłaś dla mnie czasu... - zrobił słodką minkę. 
- Miałam zamiar odpocząć, ale niech będzie - zaśmiałam się i wstaliśmy.
   Przez cały czas trwania piosenki wygłupialiśmy się i udawaliśmy "niegrzeczny taniec". Przy tym chłopaku uśmiech ani na chwilę nie schodzi mi z twarzy! Tradycyjnie, jak zawsze w takich momentach, DJ Malik musiał puścić wolną piosenkę.
- No to teraz panowie proszą panie, przytulamy się i tańczymy! - krzyknął zadowolony Zayn i zbiegł ze specjalnego podwyższenia przeznaczonego dla DJ'a. Wymieniliśmy z Jusem rozbawione spojrzenia, po czym objęliśmy się i zaczęliśmy poruszać biodrami w rytm muzyki. Odruchowo zbadałam wzrokiem pary, tańczące niedaleko mnie. Zobaczyłam m.in. Liama i Leigh, co mnie nie zdziwiło. Obok nich wokół własnej osi obracał się Harry z Jade. Zaciekawiła mnie jedna rzecz, a mianowicie: dlaczego Kinga tańczy z Connorem z The Vamps, a Niall z Demi? Czyżby kłótnia? Oby nie...
- Odlatujesz? - zażartował Justin.
- Nie, tak tylko się rozglądam - wyjaśniłam. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Masz rację, a szkoda - cmoknął ustami. - Opowiadaj, co u ciebie - zarządził ze śmiechem.
- Rany, nie lubię tak... No ale w skrócie: cały czas mam treningi, bo zaczął się sezon, cieszę się statusem singielki i... nic więcej. Moje życie jest nudne - skrzywiłam się, co wywołało śmiech u chłopaka.
- Nie narzekaj, mała - szepnął mi do ucha, co spowodowało gęsią skórkę na całym moim ciele. Mruknęłam zadowolona.
- Metr i sześćdziesiąt osiem centymetrów to nie tak mało - zaśmiałam się. Pokiwał głową z dezaprobatą, a następnie powoli zniżał swoje usta do moich. Przymknęłam powieki, dając pozwolenie na dalsze czyny.

Kinga
   Czy on musi być tak bardzo zazdrosny? Owszem, to oznaka miłości, ale bez przesady! Niedługo nawet pośmiać z Louisem się nie będę mogła! Porządnie pokłóciłam się z Niallem już na początku imprezy, lecz nie jest mi z tym źle. Na razie.
   Bradley Simpson wypatrzył mnie w tłumie, zapoznał z Connor'em Ball'em, kolegą z zespołu, i odbiegł, zostawiając nas samych. To było dosyć... dziwne. Od razu zamówiliśmy sobie drinki, po czym zaczęliśmy poznawać się poprzez grę w "prawdę". Dowiedziałam się, że blondyn ma młodszego brata Lewisa, jaszczurkę Rexa, chciałby nauczyć się języka francuskiego, jego ulubiony kolor to niebieski oraz inne takie błahostki.
- Mogę twój numer? - poprosił.
- Jasne - uśmiechnęłam się, po czym wpisałam ciąg cyferek na jego telefonie i podpisałam jako "Kinia xx".
   Poszliśmy zatańczyć, leciała akurat wolna piosenka. Niall tańczył z Demi niedaleko nas. Posłał mi mordercze spojrzenie i odwrócił głowę w geście ignorancji. Prychnęłam pod nosem.
- Coś nie tak? - zaciekawił się ConCon patrząc w tamtą stronę, co ja.
- Wszystko w porządku, przepraszam - zawstydziłam się.
   Zatraciliśmy się w tańcu. Wpatrywałam się w jego cudowne, niebieskie tęczówki, a on w moje. Powoli zbliżaliśmy do siebie swoje twarze. Nasze usta dzieliła coraz mniejsza odległość. Czułam jego miarowy oddech, przyspieszone bicie serca.
Connor
    Pokazałem Bradowi śliczną, chudą brunetkę stojącą w rogu sali. Wsypałem się tym samym, bo okazało się, że chłopak ją zna. Siłą zaciągnął mnie w miejsce, gdzie stała. Z przesadnym uśmiechem nas sobie przedstawił, a potem uciekł. Miałem ochotę trzasnąć go cegłą w ten pusty łeb, że to zrobił. Ale co się stało, to się nie odstanie. Zrewanżowałem się, jak się dowiedziałem, Kindze drinkiem. Poszliśmy na parkiet. Tańczyliśmy wolnego. Patrzyłem w jej piękne oczy. Ma taki sam kolor tęczówek, jak ja. Powoli zmniejszałem odległość między naszymi ustami. Serce przyspieszyło nie tylko mi, lecz także brunetce. W końcu stało się. Musnąłem jej wargi swoimi. Poczułem malinowy smak jej błyszczyku. Dziewczyna otworzyła usta, dając mi jednocześnie pozwolenie na ciągnięcie tego. Pocałunek przerodził się z czułego w gwałtowny i namiętny. Wplotła lewą rękę w moje włosy, a prawą trzymała mój policzek. Ja natomiast trzymałem ją w talii i za udo. Nagle coś w niej drgnęło. Delikatnie mnie odepchnęła.
- Ja nie powinnam, przepraszam - szepnęła z przerażoną miną i odbiegła. Czar prysł.

Maja
   Bawiłam się naprawdę świetnie. Było dużo ludzi, a co za tym idzie - było duszno. Zamówiłam sobie drinka i wyszłam przez balkon na świeże, nocne powietrze. Zeszłam z tarasu na trawę. Niedawno koszona, jeszcze pachniała. Usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w księżyc, popijając swój procentowy napój.  
   Nagle usłyszałam gdzieś z tyłu kroki, świadczące o tym, że ktoś przybłąkał się tutaj za mną. Nie przejęłam się tym. Owy ktoś podszedł do mnie i usiadł obok.
- Nie boisz się? - zapytał chłopak. Spojrzałam na niego. Ledwo widziałam jegotwarz, ale mogłam stwierdzić, że ma ciemne włosy z grzywką na bok i na pewno nigdy wcześniej go nie spotkałam.
- Niby czego? - prychnęłam.
- Jest ciemno, jesteś sama... delikatna... bezbronna... - za każdym słowem zbliżał się do mnie coraz bardziej. Popchnął mnie na trawę i uwiesił się nade mną.
- Zostaw mnie - syknęłam, uderzając go z liścia w twarz.
- Nie ładnie, nie ładnie... - uśmiechnął się chytrze. Złapał moje obie ręce w swoją jedną i przetrzymał nad moją głową. Szarpałam się, próbowałam uciec. Na marne. On był zbyt silny.
- Puść - jęknęłam. Puścił to mimo uszu i zaczął mnie namiętnie całować. Zaczął od ust, a potem zjeżdżał coraz niżej. Wsunął wolną dłoń pod moją luźną bokserkę, a potem szybkim ruchem ją ściągnął. Jakie szczęście, że nie zakładałam sukienki.
- Już się boisz? - szepnął wprost do mojego ucha. Skorzystałam z nieuwagi czarnowłosego i kopnęłam go kolanem w krocze. Od razu puścił moje ręce i sturlał się na bok, jęcząc z bólu. Krzyczałam cokolwiek, próbując uciec, lecz na moje nieszczęście, złapał mnie za nogę i przyciągnął z powrotem do siebie.
- Nie krzycz, nic ci to nie da. Tylko zedrzesz sobie gardełko. Muzyka gra głośno, nikt cię nie usłyszy - mruczał mi do ucha, rozpinając guzik moich skórzanych spodni.
- A jednak usłyszałem - powiedział ktoś. Zobaczyłam tylko jak mój wybawca uderza z pięści w twarz napastnika, a potem okłada go jak popadnie.
- Idź ty sukinsynie - warknął czarnowłosy, kopiąc w brzuch chłopaka.
- Zostaw go! - krzyknęłam i uderzyłam mojego napastnika pustą butelką po piwie, która leżała obok mnie. Nieprzytomny, osunął się tylko po ziemi. W świetle księżyca ujrzałam twarz mojego bohatera.
- Nic ci nie jest? - zapytał Louis, podnosząc się z ziemi i podchodząc do mnie.
- Nie, zdążyłeś. Dziękuję. Zrobił ci coś? Pokaż się - dotknęłam delikatnie jego polika. Syknął z bólu. - Chodź, trzeba coś z tym zrobić.
- Tak chcesz tam iść? - poruszył zabawnie brwiami pokazując na mnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie mam na sobie bluzki. Zaczerwieniłam się, czego brunet na szczęście nie mógł zauważyć.
- Gdzie ty się patrzysz, zboczeńcu? - zaśmiałam się i zasłoniłam mu ręką oczy. Cicho fuknął.
- Zabieraj to - strącił ze śmiechem moją dłoń. Ściągnął z siebie bluzkę i podał mi ją. - Załóż.
- Dzięki - mruknęłam i wykonałam polecenie. Dyskretnie przemknęliśmy na górę. Najpierw weszliśmy do łazienki. Tomlinson szybko przemył twarz wodą, zmywając krew wyciekającą z nosa. Sięgnęłam do szafki po małą szmatkę. Odwróciłam się przodem do chłopaka.
- No co? - zdziwił się, gdy napotkał mój przerażony wzrok.
- Będziesz miał limo - skrzywiłam się. - Pójdę po lód. - Zaoferowałam i zbiegłam do kuchni. Wyjęłam z zamrażalnika specjalną torebkę z żelem chłodzącym. Idealny na takie sytuacje. Wróciłam do Louisa i podałam mu to. Przyłożył sobie zimny przedmiot do oka i siadł na brzegu wanny. Chwyciłam wcześniej przygotowaną szmatkę i zamoczyłam ją w zimnej wodzie.
- Boli - jęknął chłopak, gdy przyłożyłam ją do jego rozciętego policzka.
- Przeżyjesz - uśmiechnęłam się złośliwie. Mimo to, starałam się być delikatniejsza. Gdy krew przestała lecieć, zakleiłam ranę plastrem.
- Dziękuję, aniele - uśmiechnął się szeroko.
- Proszę bardzo - odwzajemniłam gest. - Ej, a co ty taki trzeźwy jesteś? Przecież to nie w twoim stylu, żeby nie pić.
- Masz rację, piłem. Ale jakoś tak mam, że jak nie wypiję bardzo dużo i wyjdę na twór, to trzeźwieję - patrzyłam na niego jak na idiotę. - Serio. - zapewniał.
- Eee... ok? To dość dziwne - zmrużyłam oczy.
- Wolę określenie "nietypowe", aniele - znowu użył tego pseudonimu. Rozpłynę się zaraz. - Chodź, dam ci jakąś bluzkę. Chociaż do twarzy ci w tej - wyszczerzył się.
- A masz jakąś damską? - westchnęłam.
- Nawet kilka. Elka często zostawiała - wzruszył ramionami.
   Tego się nie spodziewałam. Nie miałam ochoty chodzić w jej ciuchach, ale na pewno będę wyglądać lepiej niż w za dużej, męskiej koszulce. Weszliśmy do pokoju chłopaka. Szperał chwilę w szafie, a później wyciągnął z niej damską, różową koszulę z czarnym kołnierzykiem na krótki rękawek.
- Ty chyba sobie żartujesz. Nie będę chodziła w różowych ciuchach! - oburzyłam się. - To i tak cud, że zgadzam się chodzić w ciuchach Calder.
- Nie wybrzydzaj - wcisnął mi ją do rąk.
- Nie. Założę. Tego. Zrozumiano? - mocno akcentowałam każde słowo.
- Boże, ratuj, bo nie wytrzymam! - zakrył twarz dłońmi. - Oddawaj - syknął i wrzucił koszulę z powrotem na półkę. Po chwili wyciągnął stamtąd inną. Tym razem białą z czarnymi fragmentami na długi rękaw. - Pasuje księżniczce?
- Lepiej. Dziękuję - puściłam mimo uszu zgryźliwe przezwisko. Odwróciłam się plecami do chłopaka i zmieniłam bluzkę.
   Bez słowa rzuciłam T-shirt Louisa na łóżko i wyszłam z pokoju. Postanowiłam zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z tej nocy i bawić się dalej. Do białego rana.

*******************
To wszystko to jakaś masakra. Nie stać mnie na napisanie porządnego rozdziału. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Mimo to nie mam serca zawiesić bloga. Zostanę do końca, choćbym miała pisać jakieś śmieci. 
Przepraszam.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Chapter twelve.

Szpital św. Anny, godzina 22.18.
Liam
   Jakieś pół godziny temu zadzwonili do mnie ze szpitala. Nie mieli dobrych wiadomości, wręcz przeciwnie. "Coś" działo się z Louisem, pielęgniarka nie mogła powiedzieć nic więcej przez telefon. Przestraszyłem się nie na żarty. Od razu wyjaśniłem sytuację Leigh i chciałem szybko przyjechać tu, gdzie jestem teraz, lecz mulatka postanowiła, że pojedzie ze mną. W końcu Lou jest również jej przyjacielem.
   Siedzieliśmy we dwójkę przed salą operacyjną. Dzwoniłem już do Nialla i Hazzy, więc niedługo pewnie zjawią się razem z dziewczynami. Nie miałem pojęcia, kogo zapytać się o stan sytuacji. Żadnego lekarza, żadnej pielęgniarki... pustka. Nerwowo przytupywałem prostymi nogami i wpatrywałem się w drzwi od sali, w której przebywało dużo osób. To naprawdę coś poważnego. Boję się o niego...
- Uspokój się. Nic mu nie będzie, to doświadczeni ludzie. Wiedzą, co robić - powiedziała Pinnock stanowczym, lecz uspokajającym głosem. Wziąłem głęboki wdech i ze świstem wypuściłem powietrze.
- Nie masz pewności, w każdej chwili mogą popełnić jakiś błąd. Do diabła, ja nawet nie wiem, co się z nim dzieje! - poderwałem się na proste nogi i złapałem za głowę. Chodziłem w kółko, próbując się uspokoić.
- Poszukam kogoś. Zostań tu i czekaj na resztę - poleciła mi i pewnym krokiem ruszyła do windy.
   Wziąłem parę głębokich wdechów i wydechów. Co się dzieje z Louisem? Coś tak bardzo poważnego? Jego życiu coś zagraża? Co oni mu tam robią? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi... Ale wiem jedno - fanki nie mogą się dowiedzieć. Co ważniejsze, muszę powiadomić Paula, menadżera.
   Wysłałem mu krótką i zwięzłą wiadomość. "Z Lou jest źle. Przyjedź.". Pewnie zaraz się zjawi. Podszedłem do okna. Mimo późnej godziny, po głównej ulicy nadal jeździło sporo samochodów. Dwa drogie auta z piskiem opon ruszyły ze świateł, zapewne rozpoczynając wyścig. Po chodniku szła zakochana w sobie dwójka nastolatków. Coś ukłuło mnie w klatce piersiowej, konkretnie w sercu. Co mam robić? Wrócić do Kasi? Zasługuję na nią? A ona na mnie? Jak to jest? Może powinienem skończyć ten króciutki rozdział i rozpocząć następny? Ale o czym będzie? Mam być z Leigh-Anne? Takie jest moje przeznaczenie? Ale co z Kaśką? Kocham ją jeszcze? A Leigh? Czy to możliwe, że kocham dwie tak kruche i delikatne istoty? Nic już nie wiem. Nic nie rozumiem. Życie jest dla mnie zbyt trudne. Przynajmniej fani mi pomagają. Nieświadomie, ale jednak. Ta świadomość, że masz miliony fanek i fanów na całym świecie; fakt, że potrafię dziesiątki, ba, nawet setki razy dziennie usłyszeć "Kocham cię, Liam!"; czy chociażby te setki rozdanych autografów i zrobionych zdjęć... Czasem ogromnie to przytłacza, ale niesamowicie podnosi samopoczucie.
   Oparłem się czołem o zimną szybę i mocno zacisnąłem powieki. Ciężko westchnąłem z niemocy. Odwróciłem się plecami do ściany i zsunąłem się po niej. Rozluźniłem wszystkie mięśnie. Starałem się myśleć o pozytywnych rzeczach, o jutrzejszym koncercie. Przychodziło to z trudem, ale po chwili oparłem głowę o ścianę i znalazłem się w zupełnie innym świecie. 
   Mój "sen na jawie" przerwały czyjeś kroki. Nie mogła być to pojedyńcz osoba, co oznaczało tylko jedno, chłopaki przyjechali.
   Nie myliłem się. Wzdłuż korytarza szedł zdenerwowany Harry, ciągnąc za rękę przerażoną Kasię. Za nimi maszerował niespokojnym krokiem Zayn, a na końcu zdezorientowany Niall i Kinga. Styles chciał do mnie podejść, ale spojrzał niepewnie na dziewczynę obok niego, po czym zrezygnował. Kolejne kroki w moją stronę stawiały nasze gołąbeczki.
- Coś wiadomo? - zapytał niepewnie blondyn, kucając obok.
- Cokolwiek? - powtórzyła gest Szynaka, unosząc brwi do góry. W odpowiedzi tylko pokręciłem głową. Malik słysząc to, przetarł nerwowo kciukiem prawą brew. Solka gwałtownie usiadła na plastikowym krześle, a lokowaty na podłodze, po jej prawej stronie. Chłopak skulił się i schował twarz w dłonie, dziewczyna nerwowo ppatrzyła się wszędzie, tylko nie na mnie. Tymczasem Zayn chodził wzdłuż korytarza, a Niall z Kingą spokojnie siedzieli obok mnie, wpatrując się w drzwi. Jakby to miało w czymś pomóc...
   Chwilę potem dotarł do nas zziajany Paul Higgins. Również bał się o Tomlinsona, lecz tego nie ukazywał. Ciszę panującą na korytarzu przerywał jedynie dźwięk kroków czarnowłosego i rytmiczny tupot moich stóp. Nagle nie wiadomo skąd wybiegła Leigh-Anne. Wszyscy przenieśli na nią swój wzrok. 
- I co? Wiesz coś? - zapytałem niespokojnie, podrywając się na nogi.
- Tak... - skinęła głową na pielęgniarkę stojącą za nią. Przyglądaliśmy się ubranej na biało kobiecie.
- Pan Tomlinson ma powypadkowy wewnętrzny krwotok tętniczy czwartego stopnia - wyrecytowała jakby z kartki. Patrzyliśmy na nią, nic nie rozumiejąc z tych słów.
- A po ludzku? - rozłożył ręce Malik.
- Po wypadku miał krwiaka. Lekarze myśleli, że się zagoił. Dzisiaj Louis cały czas marudził, słabo się czuł, był blady. Niedawno wykryliśmy szybkie tętno, które dodatkowo ledwo było czuć. Od razu zauważyliśmy, że to krwotok. Krwotok czwartego stopnia, czyli najgroźniejszy z możliwych. Jeśli doktorzy nie zareagowaliby tak szybko, pewnie pacjent już by nie żył. Teraz prowadzona jest operacja. Ryzykujemy robiąc to, lecz musieliśmy coś zrobić. Panem Tomlinsonem zajmują się najlepsi chirurdzy z naszego szpitala. Powinno być dobrze, ale nic nie jest w tej chwili pewne - gdy zakończyła swój monolog, ponownie zsunąłem się po ścianie w dół z mocno zaciśniętymi powiekami. Oddychałem głęboko, próbując się uspokoić. Atmosfera stała się bardzo sztywna. Pielęgniarka ruszyła w swoją drogę.
- Idę do łazienki - ledwo słyszalnie szepnęła Kinga i opuściła korytarz.
- Chce ktoś kawy? - zapytał Niall. Ja, Harry, Kasia i Leigh podnieśliśmy ręce. Kiwnął głową i pojechał windą do kawiarni na dole.
- Mamy jutro koncert - przypomniał Zayn świdrując wzrokiem płytki podłogowe.
- Wiem - odszeptał Harry.
- Chłopaki, musicie jechać do domu, wyspać się. Chyba to ma być koncert One Direction a nie jakiegoś Zombie Direction czy coś? - powiedziała ostro Pinnock.
- Leigh ma rację. Jedźcie do domu, my tu zostaniemy. Jak coś będzie wiadomo, napiszemy któremuś SMS - zaoferowała Solka bez emocji.
- Nienormalne jesteście? To nasz najlepszy przyjaciel, nasz brat. Nie zostawimy go tutaj - oburzył się Styles.
- A co mu da jeśli spędzicie bezsenną noc tutaj? - przysłuchiwałem się uważnie ich wymianie zdań. 
- Chcę przy nim być! - wydarł się na cały głos mulat.
- Proszę być ciszej, jest pan w szpitalu, a poza tym już cisza nocna - upomniała go przechodząca obok lekarka. Zaklął na nią pod nosem.
- Dajcie spokój. Dziewczyny mają rację. Jutro koncert, nie możemy zawieść fanów. Musimy być w pełni sił - stwierdziłem. 
- I ty przeciwko nam? - jęknął Malik.
- Taki z ciebie przyjaciel? Nawet nie chcesz przy nim być! Nie interesuje cię on? Co z tobą? - kiwał Harry pokrytą lokami głową z dezaprobatą.
- Hazza, uspokój się. Siedzenie tutaj nie da nikomu żadnych korzyści, a nam tylko zaszkodzi.
- No ale... - westchnął. - Dobrze. Idę po Horana.
- Ok, spotkamy się w samochodzie - powiedział Zayn. Dałem Leigh buziaka wpoliczek na pożegnanie. Stanąłem przy Kasi i wpatrywałem się po prostu w jej niebieskie oczy, nie wiedząc jak się zachować.
- Kiedy się widzimy? - szepnęła.
- Możesz przyjść na koncert... jeśli nie chcesz, to... to dopiero pojutrze - jąkałem się.
- Przyjdę - z impetem wpadła w moje ramiona. Wtuliłem twarz w jej włosy. Uśmiechnąłem się i upewniłem się w moich wcześniejszych przemyśleniach. Chcę ją ochronić przed całym złem tego świata, chcę ją przytulać, chcę się z nią wygłupiać. Kocham ją. Kocham, ale jak siostrę.

Szpital św. Anny, godzina 23.32.
Leigh-Anne
   Chłopcy przed chwilą wyszli. Siedziałam na plastikowym krzesełku obok Kasi. Lustrowałam wzrokiem białą, gładką ścianę korytarza, a dziewczyna grała w coś na telefonie. Idealny sposób na odstresowanie, ale nie mam zaniaru go wykorzystywać.
- Kochasz go - bardziej stwierdziła niż zapytała znienacka.
- Co? - zdziwiłam się.
- Kochasz Liama.
- Jak brata - wyjaśniłam.
- Nie. Kochasz go. Tak po prostu - upierała się przy swoim, nie spuszczając oczu z ekranu telefonu.
- Mylisz się. Kocham, ale jak brata - nie dawałam za wygraną. Kurde, kogo ja chcę oszukać? Kocham go! Kocham Liama Payna jak wariatka!
- Na pewno? - odłożyła telefon i popatrzyła na mnie z lewą brwią uniesioną do góry.
- Tak, na pewno - to dziwne, z jaką łatwością przychodziło mi kłamstwo. Nigdy nie lubiłam oszukiwać. - Pytanie tylko, czy ty go nadal kochasz?
- Zmieniasz temat! - oskarżyła mnie, ale było to bardziej... po przyjacielsku.
- Jestem ciekawa - wzruszyłam ramionami. - To jak?
- Lubię mu dokuczać, ale skoczyłabym za nim w ogień; denerwuje mnie czasem,  ale mu wybaczam; uwielbiam się do niego przytulać, czuję się wtedy bezpieczna. Mówi ci to coś?
- Kochasz go - stwierdziłam z uśmiechem.
- Jak brata - powtórzyła moje słowa, dodając westchnienie. - Za szybko się zgodziłam na bycie jego dziewczyną, za mało się znaliśmy. Nie umiałam odróżnić tych dwóch rodzajów miłości, a teraz cierpię.
- Porozmawiaj z nim o tym, wytłumacz sytuację. Zrozumie - złapałam ją delikatnie za ramię i uśmiechnęłam się ciepło. Jak do młodszej siostry, poznającej dopiero życie. 
- Skąd wiesz? - prychnęła.
- Po prostu mi zaufaj - powiedziałam wolno. Czy to zwykły przypadek, że dziś Liam rozmyślał nad tą samą kwestią?
- Ale potwierdź, że go kochasz. Tak po prostu - na jej twarzy zagościł cwaniacki uśmiech. Przewróciłam oczami i westchnęłam. - Mam cię!
- Nie mów nikomu, proszę.
- Dobra, dobra, masz moje słowo - puściła do mnie oczko. Jej wzrok spoczął na drzwiach od sali, na której przebiegała operacja. Uśmiech od razu zszedł jej z twarzy.
- Czemu Kingi tak długo nie ma? - zauważyłam nagle.
- Szła do łazienki...
- Wiem, ale to już było dawno - przewróciłam oczami. - Pójdę po nią.
- Leć.
   Lekko zgubiłam się na korytarzu, ale po chwili znalazłam już damską toaletę. Pchnęłam drzwi i powoli weszłam do środka. Przypomniał mi się jakiś film, gdzie w takiej sytuacji główna bohaterka zastała swoją siostrę na podłodze z podciętymi żyłami. Dreszcz przeszedł mnie na samą myśl o tym. Na szczęście z Kingą wszystko było w porządku. Stała przy umywalce i przemywała twarz zimną wodą lecącą wodospadem z kranu. Nadaremno próbowała zmyć rozmazany makijaż.
- Trzymaj, na pewno będzie łatwiej - uśmiechnęłam się lekko do niej, podając małą tubkę z kremem do demakijażu.
- Och, dzięki - zdziwiła się nieco, ale przyjęła moją pomoc.
- Chłopaki poszli, mają jutro koncert - powiadomiłam ją, opierając się o ścianę.
- Nie pożegnałam się... szkoda - mruknęła zawiedziona. Szybko uporała się ze zmyciem makijażu i zabrała się za nakładanie nowego.
- Jak myślisz, co z nim będzie? - zagadnęłam.
- Wróci do zdrowia. To jest Tommo, nie widzę innej opcji - uśmiechnęła się nieznacznie, nakładając tusz na rzęsy.
- W sumie... masz rację. Jest silny - przytaknęłam jej.
- No właśnie. Chyba trochę za bardzo histeryzujemy, trzeba być optymistą - wargi rozciągnęły jej się pewniej, a następnie lekko rozwarły, by mogła pokryć je błyszczykiem truskawkowym.
- Ehm... chcesz kawy? Chyba się przejdę na dół, skoro mamy spędzić tu jeszcze pewnie parę godzin - zaproponowałam.
- Dzięki, poproszę - odpowiedziała grzecznie. Po tych słowach wyszłam z powrotem na korytarz, do Kasi.
- Kawy? - zapytałam. Przytaknęła tylko głową w milczeniu.

*~*~*

   Po upływie godziny z sali wyszedł chirurg, przerywając naszą rozmowę.
- Co z nim, panie doktorze? - wyrwała się od razu Kasia.
- Operacja się powiodła, krwotok został zatrzymany. Z panem Tomlinsonem już wszystko w porządku. Myślę, że za około 2 lub 3 dni będzie mógł opuścić szpital - w trakcie trwania jego monologu z sali wyszedł jeszcze jeden mężczyzna i dwie kobiety.
- Możemy do niego wejść? - zapytałam.
- Jest nieprzytomny, więc nie ma to wielkiego sensu, ale skoro panie sobie życzą, to oczywiście. Proszę jedynie o zachowanie ciszy - uśmiechnął się i odszedł, a my całą trójką wkroczyłyśmy do zimnej, białej sali.
- Kiepsko wygląda - skrzywiła się Kinga.
- Myślałaś, że będzie ci tu tańczył na łóżku z chórkiem jednorożców?- nabijała się z niej Kasia.
- Dziewczyny, trzeba napisać SMS chłopakom - zauważyłam.
- To ja to zrobię - zaoferowała się Solka. - Kurna mać, rozładowała się komórka!
- Bateria w telefonie nie jest nieśmiertelna, więc nie dziw się, skoro cały czas tylko grałaś w Flappy Birda - wzruszyłam ramionami.
- Leigh, ty wyślij. Ja nie mam kasy na koncie - usprawiedliwiła się Szynka. Westchnęłam, po czym wysłałam każdemu z chłopców wiadomość "Udało się, wszystko jest ok :)".
  Siedziałyśmy wokół łóżka i wpatrywałyśmy się w bruneta. Dziewczyny co jakiś czas szeptały coś do siebie, lecz ja zachowywałam ciszę. Odnosiłam wrażenie, że chłopak lekko się uśmiecha. Czyżby miał jakiś sen? Chwilę później dostałam odpowiedź tekstową od Liama. Wymienialiśmy się wiadomościami jeszcze przez moment.
- Dziewczynki, czas do domu! Rozkaz od taty - zaśmiałam się, kierując się w stronę drzwi.
- Leigh, może pojedziesz do nas? Jest bliżej - zaproponowała Kasia.
- Skoro proponujesz... - uśmiechnęłam się szeroko.
- A czym wy chcecie jechać, przepraszam bardzo? Chłopaki przecież zabrali swoje samochody - uderzyła się lekko otwartą dłonią w czoło Kinia. Wyszłyśmy już z windy.
- Harold oddał mi kluczyki - uśmiechnęła się cwaniacko niebieskooka blondynka.
- Nie pozabijaj nas tylko, dobrze? - jęknęłam błagalnym tonem, na co dziewczyny zaczęły się głośno śmiać.
   Zimne powietrze uderzyło w nas całą swoją siłą, gdy wyszłyśmy na parking. Szybko odnalazłyśmy szybkie, ciemne, sportowe auto Stylesa i wsiadłyśmy do środka, uprzednio kłócąc się o miejsce pasażera. Ostatecznie usiadłam z tyłu, ustępując Kindze. Solek odpalił gaz i ruszył z piskiem opon.

*~*~*

   Na miejsce dotarłyśmy po kilkunastu minutach. Zapaliłyśmy światło. Całkiem tutaj ładnie. Dom został urządzony w nowoczesny sposób, tak jak osobiście bardzo lubię. Byłam bardzo głodna, co potwierdziło głośne burczenie w moim brzuchu. Uśmiechnęłam się blado, a policzki zaczęły mnie piec. Kinga się tylko zaśmiała i poszła zrobić nam jakieś kanapki na szybko.
- Chodź, dam ci jakąś piżamę - kąciki ust Kasi uniosły się mocno. Po pokonaniu schodów i korytarza otworzyłyśmy drzwi do pokoju dziewczyny. Blondynka podbiegła w podskokach do szafy i wyrzuciła z niej kilka ubrań na podłogę. Jest bałaganiarą: zakodować. Po chwili wreszcie znalazła to, czego szukała.
- Orientuj się! - rzuciła mi piżamę prosto w twarz. Mój kiepski refleks ujawnił się w pełnej okazałości. Prychnęłam tylko ze śmiechem.
- Gdzie mam spać? - zapytałam.
- Gdzie chcesz. Wybierz sobie, tylko nie tu ani nie na przeciwko - zaśmiała się, a ja pokiwałam głową. Weszłam do pokoju obok, który bardzo mi się spodobał. Zdecydowałam się tu zostać. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i nałożyłam na siebie piżamę. Szynaka zawołała nas na dół, żebyśmy zjadły... kolację? Jest 2 w nocy, więc to chyba jeszcze nie pora, by nazwać posiłek śniadaniem.

*~*~*

Arena O2, następny dzień, godzina 18.00.
Niall
   Mieliśmy jeszcze dwie godziny do koncertu. Od południa musieliśmy jednak siedzieć na nieustannych próbach. Cały czas tylko śpiewać, śpiewać i śpiewać. Nie pomijając ćwiczenia choreografii, której, znając życie, i tak nie będziemy przestrzegać. Nawet nie pozwolili mi batonika zjeść, chamy jedne! Istne piekło. 
- Dobra, chłopaki. Zrobiliście wspaniałą robotę, należy wam się pół godziny przerwy. Tylko dokładnie za 30 minut widzimy się znów! Bez opóźnień, bo niedługo koncert!  - zastrzegł Paul, a ja odetchnąłem z ulgą i od razu zbiegłem ze sceny, za kulisy. Wyjąłem z torby kanapkę, sałatkę, kawałek szarlotki, którą upiekłem samodzielnie, i butelkę zielonego Frugo. W ciągu kilku minut pochłonąłem wszystko. W międzyczasie doszła do mnie reszta zespołu.
   Strasznie nam się nudziło, więc postanowiliśmy wyjść na dwór, do fanek, które przyjechały zbyt wcześnie. Zawiadomiliśmy Higginsa o naszym pomyśle. Nie był zbytnio zadowolony, ale mimo to wyraził zgodę. Na dworze panowała typowo londyńska pogoda. Deszcz co prawda nie padał, ale niebo było zachmurzone i wiał silny wiatr. 
   Gdy tylko wyszliśmy, zza barierek oddzielających nas od grupki fanów liczącej na oko 50 osób, dobiegły głośne piski, odgłosy płaczu i krzyki typu "Kocham cię Zayn!", "Harry, mogę dotknąć twoich loczków?", "Gdzie jest Louis?", "Liam, jesteś moim bohaterem!", "Niall, mam jedzenie!". Na dźwięk tego ostatniego podniosłem głowę wysoko do góry, próbując znaleźć dziewczynę, która to powiedziała. Szybko ją zauważyłem, dzięki temu, że machała nad głową pudełkiem z zapakowanym na wynos jedzeniem z Nando's. Uśmiech od razu wkradł mi się na twarz. 
   Spojrzeliśmy się z chłopcami po sobie. Taki wzrok oznaczał tylko jedno. Styles policzył głośno do trzech.
- Cicho już! - krzyknęliśmy równo unosząc ręce w górę. Odpowiedziała nam natychmiastowa cisza.
- Która to cudowna i wspaniałomyślna dziewczyna wzięła coś do jedzenia dla mnie? - zapytałem, a wszyscy zaczęli cicho chichotać. Po chwili niska, farbowana dziewczyna zaczęła skakać jak opętana i piszczeć, abyśmy ją zauważyli. Zaśmiałem się głośno na to i przywołałem do siebie. 
- Och, Niall! Dziękuję, że mnie zauważyłeś. W sumie to nie wiem, co bym zrobiła z tym na koncercie - skrzywiła twarz, lecz po chwili szeroki uśmiech wrócił na swoje miejsce.
- To ja dziękuję, mam coś do jedzenia! - skakałem z radości jak małe dziecko.
- Wszystko wcześniej już zeżarł - rzucił przez ramię Zayn, podpisujący się na koszulce jakiejś szatynki. Przewróciłem tylko oczami.
- Nialler, skoro już rozmawiamy, mam do ciebie prośbę - zaczęła niepewnie, gdy chciałem odejść. Spodziewałem się czegoś typu "Dasz mi follow na twitterze?", lecz zaskoczyła mnie.
- Moja przyjaciółka ma dziś urodziny. Złożylibyście jej życzenia albo coś...?
- Jasne! - spodobał mi się ten pomysł. - Jak ma na imię?
- Francessa, czyli Fran. Dziękuję, jesteś kochany - uściskała mnie. Uniosłem kąciki ust, po czym odszedłem rozdać autografy innym dziewczynom.

Dom dziewczyn, godzina 19.00.
Kinga
   Biegałam jak szalona po domu, szukając odpowiednich ubrań, kosmetyków i innych rzeczy tego typu. Za godzinę miał zacząć się koncert, a my w proszku. W dodatku chciałyśmy jeszcze wstąpić do szpitala!
- Kasia, pożyczysz mi twoje arylidowe rurki i te pąsowo-akwarylowe bransoletki? - zapytałam donośnym głosem.
- Nie rozumiem kompletnie, o czym do mnie mówisz - odkrzyknęła z drugiego pokoju.
- Pożycz mi swoje żółte rurki i czerwono-niebieskie bransoletki. Teraz rozumiesz?
- Tak, już niosę! - słyszałam jak się śmieje.
- Co z ciebie za kobieta? Ty kolorów nie znasz, daltonistko! - nabijałam się z niej, gdy przyszła po chwili. Machnęła tylko ręką.
   Po chwili już zakładałam na siebie wybrane ciuchy. Potem już tylko związałam włosy w wysokiego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. Szybko schowałam komórkę do kieszeni spodni. Wyszłam na korytarz i pociągnęłam za klamkę pokoju Kaśki. Niestety Solka wpadła na ten sam pomysł w tej samej chwili. Straciłam równowagę i przygniotłam dziewczynę do podłogi.
- Sorry - przeprosiłam, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Nie szkodzi - jej twarz także rozjaśniał uśmiech. - Idziemy? Mamy 40 minut...
- Tak mało? Szybko, lecimy!
   Zamknęłam dom na klucz, po czym wsiadłyśmy do naszego, a raczej mojego, samochodu. No tak, Solek nie ma prawka. Nigdy nie chciała jeździć samochodem, kręciły ją tylko motory. Ach, przepraszam! Motocykle! Strasznie się wkurza, jak mylą nam się te pojęcia, gada potem półgodzinne kazanie...
   Po paru minutach byłyśmy już w sali Majki, w szpitalu. Mulatka miała się już dosyć dobrze. Czasem czuła się strasznie słabo i miewała bóle klatki piersiowej, ale czego się spodziewać po złamanym żebrze? Czas leciał nieubłagalnie, musiałyśmy zbierać się już na koncert. Miałyśmy zamiar wpaść jeszcze na moment do Louisa, lecz spostrzegłyśmy przez szybę, że śpi.

Arena O2, godzina 19.55.
Harry
   Nie mam pojęcia, co wyjdzie z tego koncertu. One Direction bez Louisa to już nie jest One Direction. To będzie koncert Harrego, Liama, Zayna i Nialla. To nie wypali. Nie damy rady. Stop! Nie myśl tak. Bądź optymistą, Styles!
   Szedłem właśnie w kapturze do baru przy wejściu na arenę, gdy zauważyłem dwie dziewczyny wykłócające się o coś ze znanym mi ochroniarzem. Trudno było ich nie spostrzec, większość fanek stało już pod sceną, prawie nikt się tu nie kręcił. Dodatkowo krzyczały na całe gardło. Coś musiało je nieźle zirytować. Pewnie nie mają biletów, czy coś. Zaraz, zaraz... Przecież to nasze dziewczyny! Znaczy Szynka i Solek.
- Witam, drogie panie. Myślałem, że nie przyjdziecie już - uśmiechnąłem się, obejmując je ramionami.
- Znasz je? - zdziwił się Marcus, ochroniarz.
- To moje najlepsze przyjaciółki, a to dziewczyna Horana - schowałem twarz w dłonie w geście załamania.
- A to przepraszam was, możecie oczywiście wejść.
- Idioci, nie daliście nam żadnych plakietek ani nic w tym stylu i nas wpuścić nie chciał! - skarciła mnie, jako przedstawiciela zespołu, Szynka.
- Zapomnieliśmy - spuściłem wzrok. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Spóźnisz się, chodźcie szybciej - poganiała nas Kasia.
- Chwila, miałem kupić wodę! - przypomniałem sobie i podbiegłem do baru. Zakupiłem przeźroczysty napój, po czym zaprowadziłem dziewczyny za kulisy. Chłopaki ich nie zauważyli, więc będą mieli niespodziankę. Paul chwilę na mnie pokrzyczał, ze opóźniam koncert, ale chwilę później spokojnie mogliśmy wejść na scenę.

Liam
   Koncert trwał, a ja nadal nie dostrzegałem Kasi. Czyli jednak nie przyszła. Może to i lepiej? Zawsze to trochę więcej czasu na dokładne przemyślenie, co jej powiem. 
   Na arenie rozlegały się głośne piski zmieszane ze śpiewem zarówno naszym, jak i fanek. Tańczyły na szybkich i rytmicznych piosenkach, a na wolnych wyciągały telefony lub inne świecidełka w górę i śpiewały. Wyglądało to cudnie. Nagle Niall poprosił nas o uwagę.
- Chciałbym ogłosić, że gdzieś tutaj jest z nami pewna dziewczyna - zaczął. - Ma dziś urodziny. Nie wiem nawet, ile kończy lat, ale to nie jest najważniejsze. Francessa, gdzie jesteś? - każdy z nas odruchowo przeleciał wzrokiem po pierwszych rzędach, mimo ze nie wiedzieliśmy jak ona wygląda.
- Chłopaki, znajdźcie ją - rzuciłem w stronę ochroniarzy stojących pod sceną.
   W nieznany mi sposób niebieskooka brunetka znalazła się z nami na scenie.
- Cudownie. Witaj, Fran. Miło cię poznać - uśmiechnął się do niej blondyn. Dziewczyna usiadła na przygotowanym specjalnie krześle.
- Happy Birthday to you... - Zayn rozpoczął śpiew, a po chwili wszyscy się dołączyliśmy, łącznie z zebraną rzeszą fanek. Horan usiadł na podłodze po lewej stronie Francessy, ja po prawej, a Hazza przed nią. Lokers szczerzył się do niej, jak głupi do sera. Malik dla odmiany, lub raczej z braku miejsca, stanął za krzesłem i objął drobną dziewczynę i kiwał się z nią rytmicznie w prawo i lewo.
- Przepraszam, ale nie zdążyłem kupić ci żadnego prezentu... - spuścił wzrok Irlandczyk, ale Fran mu przerwała.
- Oszalałeś? Daliście mi najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć! Siedzę tu sobie z wami, śpiewacie mi Happy Birthday... No, chłopaki, mi naprawdę nic więcej nie trzeba - śmiała się.
- Masz później załatwione wejście za kulisy - mrugnąłem do niej.
- Leć już, widzimy się po koncercie - uśmiechnął się Harry.
- Wszystkiego najlepszego - szepnął jeszcze w jej stronę Zayney, kiedy schodziła po schodach do pozostałych fanek.

Arena O2, godzina 20.30.
Zayn
   Przez cały koncert myślałem o tej całej Fran. Jest bardzo ładna, zdaje się mieć fajny charakter... Jest w niej coś przyciągającego, czego nie ma żadna inna.
   Światła zgasły, a my we czwórkę zeszliśmy ze sceny. Za kulisami czekała na nas niespodzianka. Dziewczyny do nas przyjechały!
- Więc jednak raczyłyście zaszczycić nas swoją obecnością - śmiał się Horan, dając czułego buziaka Kindze.
- Mało brakowało i by nas nie wpuścili - przewróciła oczami Kasia. - Na szczęście Harry znalazł dwie biedne sierotki, napadnięte przez okropnego, grubego ochroniarza.
- Przypadek? Nie sądzę - Styles wypiął dumnie pierś do przodu. Pokiwałem tylko głową z dezaprobatą.
- Chodźcie, musimy się jeszcze przebrać - pośpieszył nas Liam.
   Po niedługim czasie spotkaliśmy się z fanami, którzy mieli wejściówki VIP. Była to grupka składająca się z około sześciu dziewczyn, w tym Fran. Z początku piszczały na nasz widok i płakały. Prosiliśmy je jednak o uspokojenie, na szczęście nas wysłuchały. Było bardzo miło. Robiliśmy sobie zdjęcia. rozmawialiśmy, a nawet trochę się wygłupialiśmy. Niestety po upływie 45 minut musieliśmy wracać do domu. Podczas robienia ostatniego zdjęcia, dyskretnie wsunąłem Francessie w tylną kieszeń spodni karteczkę z moim numerem telefonu. Mam jedynie nadzieję, że nie wrzuci tego numeru do sieci, ani nic z tych rzeczy...
   Po powrocie do domu wszyscy, poza Niallem, wróciliśmy do pokojów i szykowaliśmy się do snu. Łatwo się domyślić, że chłopak oczywiście pochłaniał całą zawartość lodówki. Obym jutro nie musiał zapierdzielać po bułki do sklepu... Proszę państwa, życie z One Direction!

******************
Rozdział o dupie Maryni :)))
Ale mam wiadomość...
Zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga na nieokreślony czas. Ktoś to czyta? Po komentarzach wnioskuję, że są to zaledwie dwie osoby.
Pomyślę nad tym jeszcze. Być może zrobię po prostu przeskok czasowy, trochę do przodu. 
Dziękuję za uwagę, i tak nikt nie przeczyta ;c