piątek, 2 maja 2014

Chapter thirteen

*miesiąc później*
Dom dziewczyn, godzina 11.
Kasia
   Przez ten miesiąc zmieniło się dużo, a jednak niewiele. Maja i Lou wyszli ze szpitala, wszystko z nimi w porządku. Chłopcy szykują się do wyjazdu w trasę. Nam zaczął się sezon, więc cały czas tylko treningi i treningi. Rozeszłam się z Liamem, lecz w przyjaznych warunkach. Nie chcieliśmy psuć przyjemnej atmosfery między naszymi przyjaciółmi. Co do Zerrie... nie wrócili do siebie, ani nie utrzymują dobrych kontaktów, ale nie są wrogo nastawieni. Zayn na szczęście jest mądry i wybaczył blondynce.
   26 sierpnia 2013
   Szlag mnie trafi przez tą pogodę! Słońca nie widziałam już kilka ładnych tygodni, a przecież jest końcówka lata!
Jutro są moje urodziny, ale pewnie nikt nie będzie pamiętał, wszyscy zaaferują się Liamem. Jakoś nie jest mi z tego powodu szczególnie przykro. Zapomną, to trudno... No dobra, nie okłamujmy się. Chciałabym, żeby pamiętali.
   Jutro, poza moimi urodzinami, robimy przyjęcie-niespodziankę dla Li. Zaraz jedziemy po prezent dla niego. Kompletnie nie mam pojęcia, co mu kupić. Mam nadzieję, że dajemy coś we trójkę z dziewczynami.
- Solka, chodź już! - usłyszałam wołanie z dołu. Westchnęłam i zamknęłam zielony zeszyt, chowając go na dno szafy, pod stertę ubrań. Wiem, że prowadzenie pamiętnika jest raczej dla załamanych nastolatek, albo małych faneczek Kucyków Ponny, ale mi się podoba. Mogę się w spokoju "wygadać", a nikt się nie dowie, co mi w głowie siedzi. Tak przy okazji, muszę kupić sobie coś porządniejszego, bo ten jest trochę... no rozpada się po prostu.
- Idę! - odkrzyknęłam i wyszłam z pokoju.
- Ale żeśmy się zgadały z tymi czapkami! - wybuchła śmiechem Majka.
- O, faktycznie - spojrzała po wszystkich Kinga. - Gotowe? To lecimy.

~*~*~

- To kupujemy oddzielnie. Żegnajcie, skarby - rzuciła Szynka i pobiegła do jakiegoś sklepu.
- Nie wiem, co mu dać - rozpaczałam.
- Ja też nie, przykro mi - Maja wzruszyła ramionami i odeszła w przeciwną stronę, zostawiając mnie na środku centrum handlowego. Westchnęłam. Na przyjaciółkach zawsze można polegać, nie?
"Nie wymyślę nic oryginalnego"
   Weszłam do sklepu z różnymi drobiazgami i skierowałam się do półki z perfumami.
- STR8, Playboy, Adidas, La Rive, Bond... Nic ciekawego - czytałam kolejne etykiety na flakonikach po perfumach.
- O, zobaczmy, co powymyślały gwiazdki - uśmiechnęłam się do siebie, lustrując wzrokiem perfumy stworzone przez sławne osoby. Oczywiście nie zabrakło tam hitów takich jak "Our Moment" czy "The Key".
"Ale to damskie..."
   Perfumy Adama Levine, raczej nie są w typie Liama. A może "The Secret" Banderasa? Wzięłam próbkę i prysnęłam sobie na rękę.
"Ładne! A zobaczę jeszcze Beckhama"
   Tak też zrobiłam. "Urban Homme" piłkarza zdecydowanie wygrały walkę.
"Idealne!"
   Zadowolona z siebie, zabrałam z półeczki dosyć duży flakonik i w kasie zapłaciłam za niego. Był dosyć drogi, ale czego mogłam się spodziewać.

Galeria handlowa, sklep sportowy, godzina 11.45.
Maja
   Ze względu na brak pomysłu na prezent, postanowiłam kupić Liasiowi coś... sportowego? Zastanawiam się, czy korki do grania w piłkę, to dobry pomysł.
"Idiotko, nie znasz jego numeru buta"
   No tak... Piłkę do nożnej już mają, więc odpada. Może taką do kosza? Z tego, co słyszałam, Daddy uwielbia koszykówkę. Niech będzie. Wybrałam tę najlepszą do gry, tak mi się przynajmniej zdawało. Niech Li sam określi.

~*~*~
   Dzień upłynął nam miło, spokojnie i leniwie. Pod wieczór chłopcy wysłali Payna na zakupy, dzięki czemu mieliśmy chwilę czasu na uzgodnienie szczegółów jutrzejszego dnia. Połączyliśmy się na Skype wraz z Little Mix. Rozdzieliliśmy między sobą zadania. Niall, Kinga i Perrie zajmą się jedzeniem; Louis z Zaynem - alkoholem; Maja, Jade i Jesy rozwieszają dekoracje; a ja, Harry i Leigh zabieramy solenizanta do kina. Każdy ma już prezent dla bruneta, poza Louisem i Kingą, którzy swoje podarunki muszą jutro skądś odebrać. Brzmi podejrzanie. Ale ważne, że chyba wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Następny dzień, dom dziewczyn, godzina 17.00.
    Kasia
   Byłam już umówiona i gotowa na wypad do kina. Harry i Li mieli podjechać najpierw do mnie, a potem do Leigh. Reszta dopiero potem miała zebrać się w domu chłopaków, żeby teraz nie wzbudzali podejrzeń.
   Chłopcy przyjechali po mnie po około 10 minutach. Pożegnałam się z dziewczynami i wsiadłam do ich samochodu. Śpiewaliśmy, a raczej wydzieraliśmy się, do piosenek puszczanych w radiu. Całe szczęście, że Styles ma podzielność uwagi i nic nam się nie stało.

Dom chłopaków, godzina 18.00.
Kinga
   Kompletnie nie mogliśmy się zorganizować. Malik i Tommo biegali z samochodu do baru, szafek, czy kuchni i z powrotem. Mimo moich ostrzeżeń, nie zwalniali kroków, przez co zbili 2 butelki wódki. Taka ilość nie robi jednak wielkiej różnicy, ponieważ chłopcy zdecydowanie się postarali w wykonywaniu swojego zadania i zaopatrzyli nas w pełen bagażnik alkoholu. 
   Mi, mojemu chłopakowi i Pezz szykowanie jedzenia szło bardzo łatwo i sprawnie. W końcu to najprostsze, co może się trafić. Szło nam idealnie, pomijając wysypane na podłogę kilka żelków, pół paczki chipsów, trochę popcornu i urządzenie sobie przez nas małej bitwy na jedzenie.
   Maja, zarówno jak Jade i Jesy, mimo stawania na kanapie lub krzesełkach, nie mogła dosięgnąć do żyrandola, by zawiesić na nim ozdoby. Niall oderwał się wtedy od szykowania przekąsek i pomógł im w tym. Uściślając, wziął Jade na barana i wskoczył z nią na kanapę. Wyglądało to przekomicznie, ale ważne, że było skuteczne. 
   Około 18.40, gdy wszystko było już gotowe, każdy przebrał się w odpowiednie na przyjęcie ubrania. Ja przygotowałam sobie wygodny zestaw. Uśmiechnęłam się na myśl, że Harry ma podobną koszulę do tej, którą mam na sobie. Maja postawiła na nieco bardziej rockowe ciuchy.

Gdzieś w Londynie, samochód, godzina 19.20.
Liam
   Wracaliśmy już z seansu kinowego. Film bardzo mi się podobał, trzymał w napięciu i do samych napisów końcowych nie wiedziałem, jak się zakończy. Niebo szarzało coraz bardziej, gdy mijaliśmy kolejne wysokie budynki, zabieganych ludzi, turystów z aparatami fotograficznymi oraz jakieś pojedyncze ślady zieleni. Kiedy dotarliśmy pod dom, było już całkowicie ciemno. Jak na gentelmana przystało, otworzyłem drzwi Leigh-Anne, a Harry zajął się Kasią. Nie wiem dlaczego, ale pierwszy podbiegłem do drzwi. Kasiek za to bardzo się ociągał. Miałem wrażenie, że jest taka smutna, ale pewnie tylko mi się zdawało. Otworzyłem drzwi, było ciemno. Tylko na schodach świeciła się jedna lampka. Zdezorientowany nacisnąłem na włącznik światła, a dom rozbłysł jasnością. Zza kanapy wyskoczyli chłopaki, dziewczyny i kilka innych osób wybiegły z kuchni, ktoś kopnął drzwi od łazienki na dole i wyszedł stamtąd, zza rogu ściany wyłoniła się grupka innych osób. A wszyscy równo krzyknęli "Happy Birthday, Liam!". Byłem mile zaskoczony. Uśmiech rozjaśnił moją twarz, a samotna łza szczęścia wypłynęła z mojego lewego oka. 
- Tak, tak, wiemy, że urodziny masz za 2 dni, ale nie dość, że jutro wyjeżdżamy w trasę, to ktoś inny ma dziś swoje święto... - zaczął Lou, podchodząc do mnie i reszty "kinowej ekipy".
- Kasiu, nie myśl sobie, że zapomnieliśmy o tobie. Wszystkiego najlepszego - dokończył Styles i przytulił dziewczynę. Stała tam jak kołek z rozdziawionymi ustami. Chyba się nie spodziewała... Każdy z zaproszonych po kolei podchodził do mnie i do Kasi z prezentem i życzeniami. Gości było na oko jakaś pięćdziesiątka. Znalazły się wśród nich takie osoby jak Justin Bieber, 5SOS, The Vamps, Demi Lovato, Selena Gomez, czy mój najlepszy przyjaciel spoza zespołu, Andy.
   Zayn, jak na DJ'a przystało, od razu zajął się puszczaniem dyskotekowej muzyki. Chłopaki załatwili nawet specjalne, kolorowe światła. Efekt był niesamowity. Solka od razu uciekła na górę przebrać się.
  
Kasia
   Impreza trwała w najlepsze. O wpół do dwunastej prawie każdy był już pod wpływem alkoholu. Nawet Payne zrobił wyjątek i wypił kilka kieliszków wódki. Większość czasu spędzałam tańcząc, od czasu do czasu szłam tylko się napić. Gdy chciałam odetchnąć, przyszedł Bieber. Wcześniej nie widziałam się z nim, to aż dziwne.
- Witam, piękną panią - uśmiechnął się zniewalająco, przysiadając na krzesełku obok.
- Witam, witam - puściłam mu oczko.
- Zatańczysz? Wcześniej nie znalazłaś dla mnie czasu... - zrobił słodką minkę. 
- Miałam zamiar odpocząć, ale niech będzie - zaśmiałam się i wstaliśmy.
   Przez cały czas trwania piosenki wygłupialiśmy się i udawaliśmy "niegrzeczny taniec". Przy tym chłopaku uśmiech ani na chwilę nie schodzi mi z twarzy! Tradycyjnie, jak zawsze w takich momentach, DJ Malik musiał puścić wolną piosenkę.
- No to teraz panowie proszą panie, przytulamy się i tańczymy! - krzyknął zadowolony Zayn i zbiegł ze specjalnego podwyższenia przeznaczonego dla DJ'a. Wymieniliśmy z Jusem rozbawione spojrzenia, po czym objęliśmy się i zaczęliśmy poruszać biodrami w rytm muzyki. Odruchowo zbadałam wzrokiem pary, tańczące niedaleko mnie. Zobaczyłam m.in. Liama i Leigh, co mnie nie zdziwiło. Obok nich wokół własnej osi obracał się Harry z Jade. Zaciekawiła mnie jedna rzecz, a mianowicie: dlaczego Kinga tańczy z Connorem z The Vamps, a Niall z Demi? Czyżby kłótnia? Oby nie...
- Odlatujesz? - zażartował Justin.
- Nie, tak tylko się rozglądam - wyjaśniłam. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Masz rację, a szkoda - cmoknął ustami. - Opowiadaj, co u ciebie - zarządził ze śmiechem.
- Rany, nie lubię tak... No ale w skrócie: cały czas mam treningi, bo zaczął się sezon, cieszę się statusem singielki i... nic więcej. Moje życie jest nudne - skrzywiłam się, co wywołało śmiech u chłopaka.
- Nie narzekaj, mała - szepnął mi do ucha, co spowodowało gęsią skórkę na całym moim ciele. Mruknęłam zadowolona.
- Metr i sześćdziesiąt osiem centymetrów to nie tak mało - zaśmiałam się. Pokiwał głową z dezaprobatą, a następnie powoli zniżał swoje usta do moich. Przymknęłam powieki, dając pozwolenie na dalsze czyny.

Kinga
   Czy on musi być tak bardzo zazdrosny? Owszem, to oznaka miłości, ale bez przesady! Niedługo nawet pośmiać z Louisem się nie będę mogła! Porządnie pokłóciłam się z Niallem już na początku imprezy, lecz nie jest mi z tym źle. Na razie.
   Bradley Simpson wypatrzył mnie w tłumie, zapoznał z Connor'em Ball'em, kolegą z zespołu, i odbiegł, zostawiając nas samych. To było dosyć... dziwne. Od razu zamówiliśmy sobie drinki, po czym zaczęliśmy poznawać się poprzez grę w "prawdę". Dowiedziałam się, że blondyn ma młodszego brata Lewisa, jaszczurkę Rexa, chciałby nauczyć się języka francuskiego, jego ulubiony kolor to niebieski oraz inne takie błahostki.
- Mogę twój numer? - poprosił.
- Jasne - uśmiechnęłam się, po czym wpisałam ciąg cyferek na jego telefonie i podpisałam jako "Kinia xx".
   Poszliśmy zatańczyć, leciała akurat wolna piosenka. Niall tańczył z Demi niedaleko nas. Posłał mi mordercze spojrzenie i odwrócił głowę w geście ignorancji. Prychnęłam pod nosem.
- Coś nie tak? - zaciekawił się ConCon patrząc w tamtą stronę, co ja.
- Wszystko w porządku, przepraszam - zawstydziłam się.
   Zatraciliśmy się w tańcu. Wpatrywałam się w jego cudowne, niebieskie tęczówki, a on w moje. Powoli zbliżaliśmy do siebie swoje twarze. Nasze usta dzieliła coraz mniejsza odległość. Czułam jego miarowy oddech, przyspieszone bicie serca.
Connor
    Pokazałem Bradowi śliczną, chudą brunetkę stojącą w rogu sali. Wsypałem się tym samym, bo okazało się, że chłopak ją zna. Siłą zaciągnął mnie w miejsce, gdzie stała. Z przesadnym uśmiechem nas sobie przedstawił, a potem uciekł. Miałem ochotę trzasnąć go cegłą w ten pusty łeb, że to zrobił. Ale co się stało, to się nie odstanie. Zrewanżowałem się, jak się dowiedziałem, Kindze drinkiem. Poszliśmy na parkiet. Tańczyliśmy wolnego. Patrzyłem w jej piękne oczy. Ma taki sam kolor tęczówek, jak ja. Powoli zmniejszałem odległość między naszymi ustami. Serce przyspieszyło nie tylko mi, lecz także brunetce. W końcu stało się. Musnąłem jej wargi swoimi. Poczułem malinowy smak jej błyszczyku. Dziewczyna otworzyła usta, dając mi jednocześnie pozwolenie na ciągnięcie tego. Pocałunek przerodził się z czułego w gwałtowny i namiętny. Wplotła lewą rękę w moje włosy, a prawą trzymała mój policzek. Ja natomiast trzymałem ją w talii i za udo. Nagle coś w niej drgnęło. Delikatnie mnie odepchnęła.
- Ja nie powinnam, przepraszam - szepnęła z przerażoną miną i odbiegła. Czar prysł.

Maja
   Bawiłam się naprawdę świetnie. Było dużo ludzi, a co za tym idzie - było duszno. Zamówiłam sobie drinka i wyszłam przez balkon na świeże, nocne powietrze. Zeszłam z tarasu na trawę. Niedawno koszona, jeszcze pachniała. Usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w księżyc, popijając swój procentowy napój.  
   Nagle usłyszałam gdzieś z tyłu kroki, świadczące o tym, że ktoś przybłąkał się tutaj za mną. Nie przejęłam się tym. Owy ktoś podszedł do mnie i usiadł obok.
- Nie boisz się? - zapytał chłopak. Spojrzałam na niego. Ledwo widziałam jegotwarz, ale mogłam stwierdzić, że ma ciemne włosy z grzywką na bok i na pewno nigdy wcześniej go nie spotkałam.
- Niby czego? - prychnęłam.
- Jest ciemno, jesteś sama... delikatna... bezbronna... - za każdym słowem zbliżał się do mnie coraz bardziej. Popchnął mnie na trawę i uwiesił się nade mną.
- Zostaw mnie - syknęłam, uderzając go z liścia w twarz.
- Nie ładnie, nie ładnie... - uśmiechnął się chytrze. Złapał moje obie ręce w swoją jedną i przetrzymał nad moją głową. Szarpałam się, próbowałam uciec. Na marne. On był zbyt silny.
- Puść - jęknęłam. Puścił to mimo uszu i zaczął mnie namiętnie całować. Zaczął od ust, a potem zjeżdżał coraz niżej. Wsunął wolną dłoń pod moją luźną bokserkę, a potem szybkim ruchem ją ściągnął. Jakie szczęście, że nie zakładałam sukienki.
- Już się boisz? - szepnął wprost do mojego ucha. Skorzystałam z nieuwagi czarnowłosego i kopnęłam go kolanem w krocze. Od razu puścił moje ręce i sturlał się na bok, jęcząc z bólu. Krzyczałam cokolwiek, próbując uciec, lecz na moje nieszczęście, złapał mnie za nogę i przyciągnął z powrotem do siebie.
- Nie krzycz, nic ci to nie da. Tylko zedrzesz sobie gardełko. Muzyka gra głośno, nikt cię nie usłyszy - mruczał mi do ucha, rozpinając guzik moich skórzanych spodni.
- A jednak usłyszałem - powiedział ktoś. Zobaczyłam tylko jak mój wybawca uderza z pięści w twarz napastnika, a potem okłada go jak popadnie.
- Idź ty sukinsynie - warknął czarnowłosy, kopiąc w brzuch chłopaka.
- Zostaw go! - krzyknęłam i uderzyłam mojego napastnika pustą butelką po piwie, która leżała obok mnie. Nieprzytomny, osunął się tylko po ziemi. W świetle księżyca ujrzałam twarz mojego bohatera.
- Nic ci nie jest? - zapytał Louis, podnosząc się z ziemi i podchodząc do mnie.
- Nie, zdążyłeś. Dziękuję. Zrobił ci coś? Pokaż się - dotknęłam delikatnie jego polika. Syknął z bólu. - Chodź, trzeba coś z tym zrobić.
- Tak chcesz tam iść? - poruszył zabawnie brwiami pokazując na mnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie mam na sobie bluzki. Zaczerwieniłam się, czego brunet na szczęście nie mógł zauważyć.
- Gdzie ty się patrzysz, zboczeńcu? - zaśmiałam się i zasłoniłam mu ręką oczy. Cicho fuknął.
- Zabieraj to - strącił ze śmiechem moją dłoń. Ściągnął z siebie bluzkę i podał mi ją. - Załóż.
- Dzięki - mruknęłam i wykonałam polecenie. Dyskretnie przemknęliśmy na górę. Najpierw weszliśmy do łazienki. Tomlinson szybko przemył twarz wodą, zmywając krew wyciekającą z nosa. Sięgnęłam do szafki po małą szmatkę. Odwróciłam się przodem do chłopaka.
- No co? - zdziwił się, gdy napotkał mój przerażony wzrok.
- Będziesz miał limo - skrzywiłam się. - Pójdę po lód. - Zaoferowałam i zbiegłam do kuchni. Wyjęłam z zamrażalnika specjalną torebkę z żelem chłodzącym. Idealny na takie sytuacje. Wróciłam do Louisa i podałam mu to. Przyłożył sobie zimny przedmiot do oka i siadł na brzegu wanny. Chwyciłam wcześniej przygotowaną szmatkę i zamoczyłam ją w zimnej wodzie.
- Boli - jęknął chłopak, gdy przyłożyłam ją do jego rozciętego policzka.
- Przeżyjesz - uśmiechnęłam się złośliwie. Mimo to, starałam się być delikatniejsza. Gdy krew przestała lecieć, zakleiłam ranę plastrem.
- Dziękuję, aniele - uśmiechnął się szeroko.
- Proszę bardzo - odwzajemniłam gest. - Ej, a co ty taki trzeźwy jesteś? Przecież to nie w twoim stylu, żeby nie pić.
- Masz rację, piłem. Ale jakoś tak mam, że jak nie wypiję bardzo dużo i wyjdę na twór, to trzeźwieję - patrzyłam na niego jak na idiotę. - Serio. - zapewniał.
- Eee... ok? To dość dziwne - zmrużyłam oczy.
- Wolę określenie "nietypowe", aniele - znowu użył tego pseudonimu. Rozpłynę się zaraz. - Chodź, dam ci jakąś bluzkę. Chociaż do twarzy ci w tej - wyszczerzył się.
- A masz jakąś damską? - westchnęłam.
- Nawet kilka. Elka często zostawiała - wzruszył ramionami.
   Tego się nie spodziewałam. Nie miałam ochoty chodzić w jej ciuchach, ale na pewno będę wyglądać lepiej niż w za dużej, męskiej koszulce. Weszliśmy do pokoju chłopaka. Szperał chwilę w szafie, a później wyciągnął z niej damską, różową koszulę z czarnym kołnierzykiem na krótki rękawek.
- Ty chyba sobie żartujesz. Nie będę chodziła w różowych ciuchach! - oburzyłam się. - To i tak cud, że zgadzam się chodzić w ciuchach Calder.
- Nie wybrzydzaj - wcisnął mi ją do rąk.
- Nie. Założę. Tego. Zrozumiano? - mocno akcentowałam każde słowo.
- Boże, ratuj, bo nie wytrzymam! - zakrył twarz dłońmi. - Oddawaj - syknął i wrzucił koszulę z powrotem na półkę. Po chwili wyciągnął stamtąd inną. Tym razem białą z czarnymi fragmentami na długi rękaw. - Pasuje księżniczce?
- Lepiej. Dziękuję - puściłam mimo uszu zgryźliwe przezwisko. Odwróciłam się plecami do chłopaka i zmieniłam bluzkę.
   Bez słowa rzuciłam T-shirt Louisa na łóżko i wyszłam z pokoju. Postanowiłam zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z tej nocy i bawić się dalej. Do białego rana.

*******************
To wszystko to jakaś masakra. Nie stać mnie na napisanie porządnego rozdziału. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Mimo to nie mam serca zawiesić bloga. Zostanę do końca, choćbym miała pisać jakieś śmieci. 
Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz